— Spotkałem dziś marszałkostwa Zawiejskich, baba jak baba, zupełnie robaczywy grzyb.
— Janusz, jak ty śmiesz się tak wyrażać o starszych kobietach!
— Fiu! stare baby nic mnie nie obchodzą. Jechali w powozie, marszałek z fajką; drzemał dziadyga i tycał cybuchem sobie w brzuch, popiół wypadał, musiał sobie dziurę wypalić, a baba ciągle... szturg go w ramię i... „kochaneczku, Cezary, serce, taż nie śpij“.
Janusz tak wybornie udał dyszkant marszałkowej, że Oskar parsknął śmiechem. Mistress Horska i Katy śmiały się swobodnie z paradnej miny chłopca.
— Byłem także w Kromiłówce, bo mi się rower zepsuł i chciałem tam naprawić, ale we dworze pustka, pan Dulewicz przy żniwie a ona w Żytomierzu. Szkoda, że nie wiedziałem, byłbym z nią pojechał, szyk facetka, a tu na wsi tak nudno.
— Więc pojechała? — wyrwało się Horskiemu.
— Wczoraj przed wieczorem.
— Nadzwyczajne!
Andzia skierowała wzrok na męża i ze zdumieniem ujrzała na jego twarzy wyraz rozbawienia w połączeniu ze złośliwym uśmiechem satyra.
— Nadzwyczajne! — powtórzył.
Niemiłe uczucie ukłóło Andzię. Zestawiała zapytania Drohobyckiego w lesie z tą wiadomością od Janusza, tamte i obecne wrażenie Oskara i niepokój zaczął jej dokuczać.
Zaraz po kolacji wyszła samotnie do altany, odczuwając dziwny ciężar w duszy. Wkrótce ujrzała przed sobą wysoką postać Oskara.
— Anni jesteś tu?...
— Jestem.
Horski zapalił cygaro i, odnalazłszy Andzię w mroku, usiadł przy niej.
— Cóż tak rozmyślasz samotnie?
Anna milczała.
— Zauważyłaś, jak Drohobycki był dziś niewyraźny? Przytem pożerał cię oczyma; łakome ma oczy. Obawiałem się, że cię wzrokiem ściągnie z siodła.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Cóż tak milczysz uparcie? Czy rozmyślasz o tych jego oczach romantycznych... Hm!... Zaczyna mi się ten gentleman coraz mniej podobać, zwłaszcza jego zapały względem ciebie. Ale taka gra ze mną nie jest zbyt bezpieczną.