— Och, no, obowiązkiem żony jest być przy mężu, iść za nim, jego cel uważać za swój, jego teren pracy za własny.
— A cóż będziesz robił w Hurlestone-House?
— To już jest moja rzecz. Założę z Wiljamem do spółki, biuro komisowo-handlowe w Londynie.
— Ty się chcesz brać do handlu?... ty?...
— Proszę cię bez sarkazmu, nie będę sklepikarzem, lecz szefem biura. Zresztą wszystko jedno, czem się tam zajmę, ty musisz iść za mną.
— Czy tak ci źle w Toporzyskach?... Wszak one są twoje... bo skoro jestem twoją żoną...
— To niczego nie dowodzi. Obywatelstwo nie nęci mnie i nie imponuje do tego stopnia, abym się dla takich ideałów rozstawał z własnemi przekonaniami. A... merci!
— Więc i posagi byłyby wykluczone, jeśliby wszyscy rozumowali tak, jak ty.
— Jest w tym psychologiczna i subtelna różnica. Co innego posag żony użyty do celów własnej inicjatywy, spożytkowany na własnym terenie, a inna rzecz bierna sytuacja męża w majętnościach żony.
— Nie chcesz być Polakiem, obywatelem, patryjotą.
— Jestem kosmopolitą, przyznaję.
— Powiedz czego żądasz, zrobię wszystko, co zechcesz, aby zaspokoić twe skrupuły słuszne czy nie słuszne, nie chcę rozsądzać, ale pragnę je usunąć, o ile to będzie w mej mocy.
— Usuniesz je wówczas, gdy pójdziesz za mężem, gdy zamieszkasz pod moim dachem.
— Toporzyska nie są już moim domem lecz naszym. Jesteś również ich właścicielem.
— Wygodna teorja dla tych, którzy chcą w nią wierzyć i na niej się opierać. Ja nie chcę. Przenosimy się do Anglji stanowczo.
— Chcesz zatem, abym się wyrzekła swej ojczyzny, abym zaniedbała świętych obowiązków obywatelskich, abym opuściła ziemię naszą?...
— Obowiązek żony jest pierwszym dla kobiety, i najważniejszym.
Anna spuściła głowę, powieki jej opadły na zbielałe policzki, wypłynęły z pod nich duże, ciężkie łzy. Oparła się plecami o mur pleśnią pokryty i stała tak wyczerpana, zdruzgotana moralnie, przytłoczona tym nowym obuchem. W oczach, po za mgłą łez gorzkich, była groza i trwoga bezbrzeżna.
Zaległa długa chwila ciszy.
Horski patrzał na żonę i zmarszczył brwi.
— Jesteś tak zgnębiona jakbyś szła na szafot. Ciekawe! Drażni mnie, gniewa ten twój smutek, ta rozpacz nieuzasadniona.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/246
Ta strona została skorygowana.