Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

używał innej taktyki. Spryt wskazał mu właściwą drogę do niej. Jakkolwiek skłaniał ją do wyjazdu do Anglji zawsze stanowczo, lecz teraz był dla żony serdeczny, nawet czuły i tem ją zjednywał. Uważał, że zyskuje sobie w ten sposób pewniejsze gwarancje dla swych planów na przyszłość, na których mu niezmiernie zależało. W momentach takich dyplomatycznych zabiegów Andzia witała swoją złudę, opartą na nadziei głębszego uczucia Oskara do siebie niż popęd fizyczny.
Myśl wyjazdu dręczyła jej duszę, fakt ten uważała za kryzys przełomowy swego życia, jednakże z każdym dniem spływało na nią coraz jaśniejsze zrozumienie sytuacji, że niema innego wyjścia, że fakt przerażający ją musi się spełnić. Czuła nad sobą przewagę Oskara i walka z nim była dla niej coraz trudniejszą. Nie chciała doprowadzić do ostateczności, aby wyjechał bez niej, odgadła intuicyjnie, że to nie jest wykluczone i zlękła się. Znowu porwie go jego żywioł, wielki wir świata i odciągnie go od niej, zanurzy w otchłaniach niebezpiecznych swych powabów, żądz i zamiłowań Oskara. Anna ujrzała go w imaginacji przy stole rulety, w Monte Carlo, ciskającego na złowrogie numery grube sumy, z chłodną twarzą wyrafinowanego rozrzutnika.
Nie, nie może go opuścić; jeśli on nie chce zostać, powinna z nim jechać, aby ustrzedz jego i siebie od niechybnej ruiny.
Znowu byłyby listy, telegramy, żądające pieniędzy, znowu wyrzuty sumienia, wstyd, żal i gorycz. Skoroby wyjechał w gniewie... czyby już powrócił?...
Może jednak... jej wpływ?... Ona go z czasem przekona, ubłaga, powróci z nią na Wołyń, jej cele, jej umiłowania polubi, niechby tylko tolerował.
Więc z wiarą w przyszłość... „Miej Boga w sercu“.
Pojedzie z nadzieją, że to odlot chwilowy, że nastaną lata błogosławionego spokoju, niezamąconej harmonji. Walka trwała w niej długa i uporczywa, ale w końcu Andzia zgodziła się jechać. Nastąpi to już za parę godzin. Oskar obiecuje, że przyjadą tu dopiero na lato. Tyle czasu na obczyźnie.
Anna przypomina sobie zdumienie i żal Eweliny i Hadziewicza, oburzenie całego sąsiedztwa, surowy wzrok marszałka Zawiejskiego, weterana okolicy.
„Nie opuszcza się rodzinnej skiby i ojczyzny dla zamorskich ambicji“ — słowa te stosował do zapewnień Oskara o wielkich zyskach domu komisowego, który będzie prowadził interesa ze Stanami Zjednoczonemi i Argentyną.
Andzię zawstydziła uwaga starca, lecz Oskar odrzekł z żartobliwym przekąsem:
— Nie przypuszczałem, że marszałek wystąpi przeciw solidarności małżeńskiej, która powinna być pierwszą przedewszystkiem i że mi będzie buntował żonę.