Dysputy z Oskarem na temat dzieł przeczytanych dopełniały miary. On wielbił pisarzy najjaskrawszych, a podzielając ich zapatrywania, namiętnie wpajał je w Andzię, duszę jej gangrenując. Miał ją teraz wyłącznie pod swym wpływem, osiągnął go w stopniu najwyższym i potrafił wyzyskać. Anna żyła jakby zamagnetyzowana przez Oskara, jego wola i siła hypnotyczna oddziaływały na nią tyranicznie.
Narzucał jej myśli swe i... myślała tak jak on.
Narzucał upodobania i... lubiła to, co lubił Oskar.
Narzucał swe poglądy religijne, społeczne i... ona zaczynała im już hołdować.
Najdłużej broniła swych wierzeń religijnych, upornie starając się zatrzymać je przy sobie.
I oto ulatniały się powoli, nieznacznie, wyciekały z jej duszy, kropla po kropli, pozostawiając po sobie bolesną ranę. Niby wyszarpnięcie kawała serca, krwią gorącą kipiącego, takie pozostało uczucie w istocie Andzi. Czego nie wyłamał w niej przedziwny fluid Oskara, to dokończyły książki dostarczane przez niego.
Wiara Andzi gasła, nikła, jak pochodnia gorejąca, której zabrakło paliwa a wiatr dmie ze wszystkich stron i tłumi resztkę płomienia. Nie było dla niej ochrony ani ratunku, same przeciwności popychające ją do zatraty jedynego już blasku w życiu. Dopóki musiała i mogła, modliła się Andzia gorąco o dziecko. Pragnienie zostania matką było dla niej najsilniejszem. W tym celu poddawała się badaniom lekarskim w Londynie, w sekrecie przed mężem, który nie podzielał jej pragnień, zasięgała rady specjalistów i z myślą o dziecku leczyła się w tym kierunku. Wszystko napróżno.
Wreszcie dowiedziała się od sławnego doktora w Paryżu, że brak macierzyństwa nie jest jej winą, że zatem wszelkie zabiegi osobiste pożądanego skutku nie odniosą. To ją zgnębiło ostatecznie. Wpadła w apatję, ogarnęła ją nuda i kompletna bezcelowość życiowa. Pustka w jej duszy spotęgowała się, żal ustąpił miejsca krańcowemu zniechęceniu. Męką było teraz dla niej pożycie małżeńskie, przejmowało ją wstrętem i już nie potrafiła się zwalczyć. Przywiązanie do Oskara trwało, inne jednakże zawierając w sobie pierwiastki.
Dominował niezrozumiały magnetyczny wpływ Oskara, przykuwał on ją do niego mocą silniejszą niż miłość. Nawet, gdy poryw zmysłowy Andzi do męża zanikał, tamto pozostało i było zawsze władcze. Wpływ ten roztaczał się szeroko; niweczył indywidualność Andzi, zabijał jej wolę. Oskar umiejętnie, stopniowo tłumił w niej wszelkie ideały i odzierał z marzeń. Jednego tylko uczucia zniszczyć w niej nie potrafił — to jest tęsknoty. Anna tęskniła za niedościgłą nigdy dla niej utopją szczęścia. Tęskniła również namiętnie do Toporzysk i wogóle
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/254
Ta strona została skorygowana.