do kraju. Dobiegało trzy lata, jak opuściła Wołyń, od tej pory ani razu nie mogła się tam wyrwać. Zimę spędzali w Anglji. W lecie zamiast obiecywanych Toporzysk Anna podróżowała z mężem tam gdzie on chciał. Byli W Egipcie i w Indjach, w New-Yorku i Filadelfji, wszędzie po kilka miesięcy. Jeździł z nimi zawsze kolega Oskara i wspólnik Wiliam Brown, człowiek zimny, lecz rozwięzłych obyczajów, cynik i satyryk, przewyższający w tem nawet Horskiego.
Pomimo wielkiej rozmaitości wrażeń podróże te bywały ciężkie dla Andzi. Wymawiała się od nich zawsze — napróżno. Oskar był arbitralny. Anna musiała mu ulegać.
Następowały pomiędzy nimi często gwałtowne utarczki, spowodowane wyrywaniem się Andzi na Wołyń.
Parę razy postanowiła jechać bezwarunkowo, była już w przededniu podróży i... Oskar zatrzymał ją zawsze. Używał do tego różnych sposobów, niejednokrotnie tak kategorycznych, że czuła się zmuszoną pozostać.
Z początku korespondowała często z Eweliną i Hadziewiczem, lecz w miarę wzrostu jej depresji moralnej wieści z kraju drażniły ją. Już nie wybuchy żalu, ale gniewny niepokój, następował u niej po odczytaniu listów Eweliny i Hadziewicza, które Oskar nazywał elegjami i jeremjadami. Z czasem listy z Toporzysk zmieniły się wyraźnie, były rzadsze i jakieś dla Andzi niezrozumiałe, tembardziej draźniące. Mnóstwo w nich było niedomówień, domyślników, odczuwało się żal do Andzi, jakby wymówki, czynione z widoczną ostrożnością. To ją zniechęcało ostatecznie. Korespondencja słabła, aż ograniczyła się do nader rzadkich wiadomości. Apatja, w którą Andzia wpadła, była przyczyną tego. Horska śniła po nocach o kraju, często w pół śnie marzyło jej się, że jest w Toporzyskach lub w Wilczarach; podczas burzliwych nocy w Hurlestone-House, szum morza biała za huczące nurty Słuczy. Czasem drobny szczegół, kwiat, roślina znajoma, jakiś ptak przelotny przypominał jej Wołyń i nostalgja dręczyła ją okrutnie. Uplastyczniała sobie różne miejscowości Toporzysk i Wilczar, chłonąc wyobraźnią kochane widoki, prawie modląc się do nich, gdy jednak ujrzała na kopercie stempel wołyński, ogarniał ją chorobliwy lęk, czytała z trwogą w duszy i odrzucała list z gniewem.
— Po co oni mnie męczą?...
Dręczyła ją nuda. Był czas, że zachęcona przez matkę Oskara, w Londynie zajęła się spirytyzmem, uczęszczały razem na seanse zbiorowe lub urządzały je we dnie tylko, w mieszkaniu mistress Horskiej. Anna okazała się wybornem medjum, ekierka, której dotykały palce Andzi, biegała żywo, wskazując litery na alfabecie, z nich układały się słowa, zdania, wprowadzające panią Horską w zachwyt.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/255
Ta strona została skorygowana.