Andzia zakryła oczy i stojąc przed kuzynką, trzęsła się z oburzenia, szepnęła cicho zawstydzona.
— Wybacz mi, mój okrzyk, daruj... ale... jesteś straszną...
— Jestem tylko szczerą, nigdy się nie łudziłam co do idealnych uczuć mężczyzn i kobiet. Są takie wyrodki, owszem są, lecz i tym łuska spada z oczu dosyć prędko.
— Nie możesz mieć doświadczenia w takiej kwestji.
— Ty chyba tem mniej?...
— Przyznaję, ale jeśli sądzisz mężczyzn, miarą Adrjana Okszty i...
— Mego męża, bądź odważną Hańdziu.
— Więc tak. Wszakże oni nie mogą tworzyć teorji, obaj są zmysłowcami bez zastrzeżeń.
— Doskonale! Przynajmniej od razu wiadomo z kim się ma do czynienia. My oboje wychodząc od mera, po ślubie cywilnym, nie różniliśmy się zupełnie w naszych... widzeniach, tylko że on szalał wewnętrznie, jak wulkan przed wybuchem, ja... nastrajałam się do... nowej partji. W nagrodę za jego zapał, wytrwałość, za danie mi nazwiska, chciałam rolę swą odegrać... wirtuozowsko i... odegrałam...
— Wstrętne, wstrętne! — krzyknęła Andzia z oburzeniem.
Z rękoma przy skroniach i ohydą w oczach, przerażonych tem co słyszała, prędko wybiegła z pokoju.
Pani von Bredov Nordica parsknęła krótkim śmieszkiem, wyciągnęła się rozkosznie na kanapie, ruchem wężowym, nagle jak sprężyna skoczyła na nogi. Kilku poruszeniami rąk rozmotała spowijające ją tiule i, stanęła przed zwierciadłem, jak bogini grecka w świetnej plastyce swej nagości. Włosy rude spływały na plecy bogatym zwojem, strząsnęła głową i wzrokiem pałającym przyglądała się sobie długo. Uśmiech drażniący a tajemniczy pełzał po wargach krwawych, żądnych rozkoszy. Pierś dyszała szybko.
... Pragnę, stale pragnę... oto jest piękno i poezja życia.
...Handzia nazywa to wstrętem... gdzież jest prawda?...
...O! wieczna męko... kobiecości!... pragnienie rozkoszy... to grzech,... wyrzeczenie się jej... to smutek i... zasługa... cnota, ha, ha, ha!...
Nacisnęła guzik dzwonka elektrycznego.
Cicho rozsunęły się drzwi buduaru.
— Vittorina?...
— Jestem, pani.
— Kąpiel gotowa?...
— Tak, pani.
— Tualeta biała z ponsową siatką, płaszcz adamaszkowy z sobolami.
— Już wiem; wszystko gotowe.
— Automobil?...
— Czeka. Szofer pytał czy pani nie zmieniła projektu.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/26
Ta strona została skorygowana.