mie spędzonej na Riwierze, potem w Paryżu. Postać męża w różnych fazach, dla niej coraz sztywniejsza i obca, jak groźna, nieubłagana siła.
Oskar przy rulecie w Kasynie, sypiący złotem. Skąd on ma tyle złota?... niepokoiła się nieraz.
— Wygrywam — odpowiadał jej sucho.
Ona jednak wiedziała, że właśnie przegrywa olbrzymie sumy.
Widywała go często przy stołach gry w otoczeniu pięknych kobiet w stylu dawnej Lory, obecnie już nie pysznej kurtyzany, lecz wypędzonej przez męża i rozwiedzionej, zwykłej, upadłej kokoty kasynowej.
Uśmiechały się do Oskara te kobiety bezwstydnie, pożerając wzrokiem jego stawki. Spotykała go najczęściej z jedną wykwintną damą, którą otaczał widocznie swą adoracją, zawsze taki sam typowy rasowiec, kryjący pod skórą światowej dystynkcji drapieżnego sępa, szukającego ofiar.. Sępa czy głowonoga... który wyssawszy krew z jednej istoty ogląda się za drugą?
Ale wówczas powinien już zaniechać pierwszej. Dlaczego nie puścił jej na Wołyń, lecz zabrał z sobą, aby ją mordować w dalszym ciągu, aby się znęcać nad jej duszą i ciałem, aby wreszcie doprowadzić do moralnej i fizycznej choroby?
W Paryżu szalał. Ogarnęła go jakby wścieklizna używania życia, porwał go jego nurt. Anna wiedziała, że jakaś piękna baronowa Francuzka, jest przyczyną nowych zapałów Oskara. Nic ją to już nie obchodziło, pragnęła tylko dla siebie spokoju i nie miała go.
Po orgjach zmysłowych z francuską heterą, wyzuty z wszelkich etycznych i ludzkich względów pastwił się nad żoną, opluwając ją resztą swych żądz nienasyconych, ohydnych. Anna pozbawiona zupełnie sił, woli własnej i pieniędzy, była jak prosta nędzarka w jego niewoli, żebrząca litości u swego tyrana, już nie dla duszy, ale dla ciała. Sam zdeprawowany doszczętnie ciągnął żonę do ostatecznej ruiny moralnej, chcąc ją wtłoczyć we własne błoto. Pochłonął ją jak hydra, zostawił włókno, zabite duchowo, bez wiary, bez krzty dawnych złud, nadziei, z resztkami fizycznych sił i zarodkiem nieuleczalnej choroby piersiowej. Gdy stała się już dla niego ciężarem bezużytecznym, cieniem ludzkim, gdy w rozpaczy porwała się raz na swe życie, wówczas odwiózł ją z Paryża do Hurlestone-House, chorą prawie beznadziejnie, kopnął ją jak psa zdychającego, zostawiając pod opieką najętej pielęgniarki. Choroba pochodząca z wyczerpania fizycznego i duchowej, krańcowej depresji, zakrawającej już na obłęd, ssała organizm długo, aż powaliła go, zdawało się tylko do powolnego konania. Jednakże spokój zupełny, cisza, powietrze świeże, morską solą przesiąkłe, a może i niewypeł-
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/264
Ta strona została skorygowana.