Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/267

Ta strona została skorygowana.

— Mąż pani chciał ukryć przed nią to, co się działo na Wołyniu.
— Co takiego?... Mówże pan...
— Toporzyska i Draków sprzedane, wilczarskie lasy również, tną najpiękniejsze uroczyska. Ruina zupełna, bankructwo.
Anna cofnęła się, uczuła jakby uderzenie młotem między oczy, ziemia zawirowała pod nią wściekłym tańcem. Upadłaby z wrażenia, lecz Drohobycki ją podtrzymał.
— Pani, na Boga, proszę być przytomną, dzielną, pani Anno....
Przeraziła go myśl, że ona zemdleje. Jest świeżo po ciężkiej chorobie, taki cios może ją zabić. Zmieszany i przestraszony posadził ją na ławce tarasowej.
— Pani Anno, co pani!
— Co pan powiedział?... Co?... Czy ja śniłam?... Co się stało?...
— Pani jest słabą, ja nie powinienem, nie zastanowiłem się, że taki grom...
— Niech pan mówi — krzyknęła, rzucając się ku niemu jak oszalała. — Co się stało?... Toporzyska... Draków...
— Sprzedane.
— Kto sprzedał?... Kto?...
— Za długi prywatne i bankowe, które zaciągnął pan Horski, bank ziemski wystawił majątki na licytację!
— Czy już... już... niema ratunku?...
— Żadnego. Kupił bogaty Rosjanin.
— Rosjanin?...
— Pani Anno, czy pani jest przytomna?...
— Tak, tak, więc kupił Ros... janin... Ros... janin?....
— Niestety tak.
— Kiedy to się stało?...
— Przed miesiącem. Niech pani wierzy, że cała okolica chciała panią ratować, mieliśmy wspólnie nabyć te majątki, by z czasem, lecz licytację przyspieszono, stało się to nagle.
— Czemu ja o tem nie wiedziałem, czemu nikt... przedtem?....
Anna szeroko otworzyła przerażone oczy.
— Pisaliśmy kilkakrotnie, zawsze bez skutku. Telegrafowaliśmy tu, do Hurlestone-House, wzywając panią, depesze były naglące, z podpisami okolicznych obywateli i panny Niemojskiej.
Anna szeroko otworzyła przerażone oczy.
— Eweliny?... Wszak ona nie żyje.
— Panna Niemojska jest chora, ma sparaliżowane nogi, ale żyje. Leży w szpitalu w Żytomierzu.