— Co to jest?... panie Drohobycki, pan się chyba myli.
— Niemojską widziałem przed swym wyjazdem z domu w celu odnalezienia pani, mam nawet list od niej. Skąd wiadomość o jej śmierci?
— Mówił mi o tem... mąż.
Drohobycki uśmiechnął się gorzko.
— Łatwe wyzbycie się pani przyjaciół; Hadziewicz usunięty, Niemojska umarła. Hadziewicz wyjeżdżając płakał, włosy rwał zgł owy, on wiedział, że nastąpi to, co nastąpiło. Po jego wyjeździe majątki zaczęły topnieć gwałtownie. Nowy plenipotent otrzymywał ciągle polecenia od pana Horskiego, aby dostarczać jaknajwięcej pieniędzy. Uważał to sobie za główny obowiązek.
Zapanował nieład niesłychany, poszły lasy, które za bezcen sprzedawano, zaczęły się pożary lasów, straty olbrzymie na fabrykach, procesach z różnego rodzaju czynszownikami, słowem działy się okropne rzeczy, kradzieże i tak dalej. Nowy zarząd dobrany był stosownie do wymagań pani męża. Ale... posądzano i panią...
— Mnie?... O co?... — spytała Anna głosem znękanym.
— Że pani wspólnie z mężem przyczyniała się do rujnowania majątków. Opinja jest taka, że pani wiedziała o wszystkiem i nie starała się temu zapobiedz. Niektórzy sądzą panią bardzo surowo. Nikt nie przypuszczał, że pani jest niewolnicą i... męczennicą — dokończył szeptem, patrząc na nią z gorącem współczuciem.
Annę oblewał wstyd za męża, targała nią rozpacz.
— Więc już niema ratunku?... moja ziemia... sprzedana... a Wilczary?... Co w Wilczarach?...
— W Wilczarach tną las. Uroczysko na Krasnej duszohubie wycięte, kupili żydzi, Temnyj hrad...
— Co Temnyj hrad?... Co?... mów pan prędzej... prędzej.
— Podobno... rąbią... Ależ pani spokoju, na miłość boską... pani Anno.
Kobieta załamała ręce nad głową strasznym ruchem, aż trzasnęły kości. W jej oczach tragicznych Drohobycki ujrzał obłęd, okrutnie świeciły. Była uosobieniem nieszczęścia i fatalizmu.
— Pani Anno spokoju, przecie Bóg panią nie opuści.
— Bóg?! ha, ha, ha! — zaśmiała się piekielnie. Gdybyż Bóg istniał? ha, ha! Bóg! w Bogu szukać ratunku?... Szukałam go u Niego. Tak, modliłam się, błagałam o miłosierdzie. Ale to nie dla mnie... zresztą miłosierdzia niema. Pan się dziwi? pan jeszcze wierzy w Boga?... to dobrze... ja już nie potrafię... Temnyj hrad rąbią? dęby! piekło sprzysięgło się na mnie.
Upadła na poręcz tarasu, skurczyła się i wybuchnęła przeraźliwym płaczem, lecz zmogła się natychmiast, powstała i za-
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/268
Ta strona została uwierzytelniona.