Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/279

Ta strona została skorygowana.
XXIX.
Wywłaszczyciele.

— Więc wszystko przepadło?... już bez ratunku, bez nadziei?...
Stała przed Drohobyckim z załamanemi rękoma, naprzód pochylona, patrząc na niego rozpacznym wzrokiem.
On smutnie zwiesił głowę.
— Nic nie można uratować, Temnyj hrad stracony. Kontrakt najformalniejszy, kupiec nie chce go zrywać za żadną cenę. Są w zmowie z Kościeszą i rozumieją, że interes pierwszej klasy.
Grześko stojący opodal podsunął się bliżej.
— Wiadomo, takie bogactwo kupili za tanie pieniądze, to sobie wyrwać nie dadzą. Abo pan Kościeszą głupi?... I klejnoty bojarzynki i pożyczka jasnego pana nie zduża za to, co oni na tym borze zarobią. I prawo mają za sobą. Ho, ho!... to majstry?...
— Cóż teraz będzie?...
— Trzeba się pogodzić z nieszczęściem, pani Anno, forsować nie można i... niema z czego... Reszta sumy pozostałej za Temnyj hrad powinna być zaoszczędzoną. Uroczyska najpiękniejsze, Krasna duszohuba wycięte, pod Wołkiem, Medwedówka również, zaczęte przez Kościeszę dokończone przez... męża pani. Trzeba się z tem liczyć. Jedyny kapitał teraz, to te ostatki za Temnyj hrad. Szczęście, że i tego pan Horski roztrwonić nie zdążył.
— Tak pan mówi?... A więc proszę, coś panu pokażę.
Wyjęła z biurka jakieś papiery i podała je Drohobyckiemu.
— Te listy wczoraj otrzymałam, niech je pan przeczyta.
W miarę czytania Drohobycki bladł, ręce mu się trzęsły. Anna chodziła po pokoju nerwowo. Gdy skończył stanęła przy nim.
— Cóż pan na to?...
— To straszne! I pan Horski śmie żądać od pani takiej ofiary? Więc ostatni grosz, jaki pani pozostał, ma być użyty na spłatę jego długów, jeszcze długów?...