natura dostraja ludzi do siebie. Cudna to kraina!...
Andzia uniosła się w zapale. Horski spojrzał na nią z bladym uśmiechem.
— Wierzę, panią również nastroiła na swój ton. Muszą to być prerje bajeczne, skoro nawet tu w Monaco, marzyła pani o nich. Samo to zdradza pani narodowość; Polacy są poetami, przebywają często w obłokach i zawsze tęsknią za urojeniem, za mrzonką.
— Pan nie doznaje tych wrażeń?... nie odziedziczył pan po rodakach wspólnej nam wszystkim chimery, naszej egzaltacji?...
— Nie pani, może dlatego, że przez pół tylko jestem Polakiem. Ale ja trzymam się ziemi, uważam, że tak praktyczniej, no i racjonalniej.
— Jednak pan uznaje piękno, umie pan odczuć.
Spojrzał na nią z uśmieszkiem dwuznacznym.
— Och, tak, piękno zawsze spostrzegę tam, gdzie ono istnieje naprawdę.
— Sądzę z tego, że pan lubi ten oto cypel skalny, więc chyba dla jego malowniczości?...
— Przyznam się pani, że nie. Jest to kąt nieco odmienny od całokształtu montecarloskiego typu, oryginalny, zatem nowy.
Nie lubię szablonu, to spowodowało, że ten cypel mnie zainteresował. Tu jest dziko, nieprawdaż?... To już duży plus. Dziś wyłącznie przyszedłem tu za panią.
— Za mną?...
— Tak. Niech pani się nie dziwi. Pani również nie jest szablonem na tutejszym gruncie. Obserwuję panią od Vintimilli. — Pani mnie także zauważyła odrazu, rozmawiała pani o mnie ze swą opiekunką. Od Vintimilli do Monte, była pani pochłonięta morzem. Podziwiałem cierpliwość... Nigdy bym tak nie potrafił stać przy oknie kilka stacji, dusić się w dymie, żeby nie stracić z oczów jednego skrawku tej wielkiej wody.
— Ależ pan profanuje morze.
— Za to wszyscy zbyt się nad niem unoszą. Spotkałem panią kilkakrotnie w Kasynie. Pani mnie raz widziała, potem już nie. Ujrzałem panią, któregoś dnia wychodzącą z kościółka Sainte-Dévote, miała pani twarz bardzo skupioną. Dziś spostrzegłem panią w tramwaju na Condamine, siadłem w następny. W parku szukałem krótko.
— Domyśliłem się, że tylko tu panią znajdę. Ujrzawszy zaś byłem dyskretny, lecz widząc pani stan, będący jakby pod wpływem hypnotyzmu... czuwałem.
— Szczególne! Skąd pan wiedział, że jestem Polką?
— W Vintimilli, przez chwilę, brałem panią za Węgierkę, w bardzo udoskonalonym typie, ale usłyszałem rozmowę pań. Teraz — francuzczyzna wpadła mi na usta mimowoli, pod
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/33
Ta strona została skorygowana.