Andzia zerknęła ukośnie na Horskiego; był jak zwykle obojętny, sztywny.
...Ach, temu można...
— Pan się dziwi, dlaczego nie pragnę asysty i hołdów?... najpierw nie jestem do tego przyzwyczajona.
— Pani?... czyż to możliwe?...
— Nie żyłam nigdy w wielkim świecie, nie znam zabaw, towarzystw licznych i świetnych. Moje lata dziecinne i młodzieńcze przepędziłam w domu, na wsi, na Wołyniu, wśród naszych borów głuchych i stepów kwitnących. Ojca nie pamiętam, matka umarła mi jak miałam dziesięć lat, opiekował się mną... ojczym.
— Hm. Ta opieka była widocznie pierwszym, czarnym ściegiem na sztandarze pani życia?...
— Miałam różne plany młodzieńcze, poloty, pragnienia, które urzeczywistnić nie mogłam. Musiałam ulec.
— Czy powody materjalne?
Andzia z uczuciem niezrozumiale miłem spojrzała na Horskiego.
...Myśli, żem biedna, to dobrze...
— Ustąpiłam na prośbę. Wyzbyłam się egoizmu własnego dla czyjegoś, nie rozumiejąc wówczas, że to był tylko egoizm.
— Ojczyma oczywiście. Hm!...
— Zgaduje pan trafnie. Żyłam potem z nadziejami w duszy, aż nastąpiły momenty głuszące siłą swoją... wszystko.
Umilkła, znowu jakby chmura zasnuła jej oczy, całą twarz.
Siadła machinalnie na kamieniu, Horski obok niej na trawie. Zapalił cygaro w milczeniu, po długiej chwili odezwał się pierwszy cichym, ale suchym głosem.
— Pokochała pani... nieszczęśliwie. Czy tak?...
Andzia pierwszy raz w życiu wyjawiała przed kimś swe bóle, nawet się sobie nie dziwiąc. Mówiła z bezmiernym smutkiem, lecz spokojnie, oczy jej tylko łzawą miały powłokę.
— Czy nieszczęśliwie?... Taka miłość ogromna, święta, jedyna, jest najwyższem dobrem i szczęściem. Wspólność uczuć gorących, jedne ideały... Ale mściwy cios, okrutny, przeciął w zaraniu i... wieczna tęsknota.
— Rozstaliście się państw?...
— To by nigdy nie nastąpiło. Jedynie śmierć...
— Umarł zatem?...
— Został zabity.
— Za... bity?...
— Na polowaniu... Podobno... wypadek.
Wstrząsnęła się i zakryła oczy.
Horski patrzał na nią badawczo.
— To zdumiewające istotnie. Pani mówi tak, że można zgadywać różnie.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/46
Ta strona została skorygowana.