Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

szpalery, żywopłoty otaczały wille niknące w gąszczach drzew egzotycznych. Kwitły już pomarańcze, cytryny i różowe drzewa migdałów. Całe Cap-Martin przedstawiało się jak jeden ogromny park. Zapach tu był roślin wykwintnych, a słońce zachodząc rzucało na zwartą zieleń jaskrawe plamy światła. Woń róż caprifoljum, geranjum, słony smak od morza odurzał trochę. Andzia prawie biegła, bojąc się tych czarów działających na nią narkotycznie. Horski szedł zimny, z twarzą obojętną i wzrokiem już matowym. Gdy mijali willę cesarzowej Eugenji, Horski zawołał:
— Panno Anno, tu siedziba drugiej, ukoronowanej samotnicy. Ma już dziś około siedemdziesięciu lat i w samotności rozmyśla nad utraconą koroną Francji, mówiąc sobie na śniadanie — Vanitas vanitatum — na obiad — Tempi passati, — a na kolację — Tout passe, tout lasse, tout casse. To taka modlitwa zdetronizowanej monarchini. Pani nie obejrzy tego zakątka?...
Andzia zatrzymała się.
— Jeśli można zwiedzać, uczynimy to innym razem, teraz śpieszmy do Linci. Zresztą postać Eugenji nie nadaje się do uwielbienia, wybitna, lecz w zarysie niesympatycznym dla mnie.
— Och, pani jest wybredną, nawet pomiędzy monarchiniami. Eugenja naśladuje Elżbietę, kryjąc się w ciche ustronia.
— No, mając siedemdziesiąt lat?... Może odprawia w ten sposób rekolekcje?
— Pani jest surową. A jednak to była gatunkowa niewiasta. Sądząc z dawnych portretów przypomina ją z urody pani Nordica.
— Lubi pan takie kobiety jak Lora? — spytała Anna mimowoli.
— Źle się pani wyraziła, takie kobiety lubi każdy mężczyzna, bo są... łatwe. Czy je ceni, to inna sprawa, o to pani chciała pytać?... Co?...
Tarłówna szła prędko naprzód, nic już nie mówiąc.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przewodnik z latarnią w ręku postępował naprzód, oni szli za nim. Jaskrawe snopy światła padały na stalaktyty zwieszone ze sklepień grot w Sainte Romin. Wielkie i mniejsze sople koloru piaskowego w słoje ciemniejsze, lub tak jednolicie jasne jakby przezroczyste, polerowane niby z metalu, inne znów pełne guzów i zgarbień. Pochyłe ściany grot utkane tą rzeźbą, niekiedy płasko oblepione taflą gładkości marmurowej, wapiennej formacji.
Wklęsłych pieczar broniły potężne stalaktyty, utworzone w kształt kolumn i kolumienek smukłych, w wieżyczki, w długie ostre iglice. Kolce cienkie spływały ze sklepień tak samo jak lo-