Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

— O, bo to coś zupełnie nowego. Jakaś ukryta, zazdrosna perła.
— Dlaczegoż ten superlatyw?...
— Jest prześliczna, a parę razy ją tylko widziałem. Nie udziela się towarzystwu.
Horski pomyślał z odcieniem dumy, że jednak on widuje ją bardzo często.
Po śniadaniu powstały różne projekty. Oskar głosował za spacerem na łodziach, Lora miała jakieś sprawunki, Andzia zapragnęła zwiedzić starą Nizzę, górę zamkową. Panowie zgodzili się z nią natychmiast. Do stóp góry podjechano powozami, potem wszyscy szli piechotą, tylko d‘Escars z panną Eweliną nie wysiedli z doróżki. Francuz rozpytywał o Tarłównę, mówiąc o niej z uznaniem. Panna Niemojska ujęta tem rozgadała się szeroko. Andzia była jej dumą i jedyną miłością. Hrabia Humbert z Anną szli naprzód, Horski trochę z tyłu. Podszedł do niego von Bredov Nordica.
— Można panu powinszować gustu — rzekł z drapieżnem skrzywieniem tłustych warg.
— Hm, — pod jakim względem?...
— No, asystuje pan pannie Tarło, to dosyć.
— Wyjątkowa uroda, nie tyle piękna klasycznie ile oryginalna. Były tam jakieś dramaty podobno, ale to nic. Zagasłe iskry rozdmuchać... większa przyjemność. A tam iskry są, o są, ja się na tem znam. Temperamencik wcale pokaźny, tylko ta jakaś mimozowatość niepotrzebna, ale to się zetrze. Winszuję panu połowu.
Horski był jak jedna bryła lodu.
— Myli się pan cokolwiek, panie Nordica. Jestem znajomym panny Tarło, rodakiem jej i nic nadto, pomagam tym paniom zwiedzać Riwierę, której są ciekawe.
— O la la! tylko tyle?... Ona zasługuje na większą uwagę, przy całej swej urodzie ma jeszcze jedną, dużą zaletę.
— Mianowicie?...
— Jest bardzo bogatą.
— Taak? Nie wiedziałem o tem.
— Wiem od Lory. Należą do niej ogromne dobrą, gdzieś tam u nich na Wołyniu. Zarządza majątkami jej ojczym i podobno wyzyskuje. Ona od niego uciekła, były tam awantury jakieś, on sam chciał się z nią żenić, nie pozwolił jej wyjść za mąż za kogoś w okolicy, który już nie żyje...
— Hm, panna Tarło ma być pańską szwagierką, jest narzeczoną pana Smoczyńskiego, brata pani Lory.
Nordica mlasnął wargami, jak smakosz po przełknięciu ostrygi.
— Mądry chłopak ten Jan, nie znam go, ale zdaje się, że on jej nie wart; ma tu przyjechać, Lora go zaprasza.