Dziewczyna padła na łóżko pół przytomna. Panna Niemojska uklękła przy niej.
— Anuśko najdroższa, bądź spokojna, wrócimy do kraju kiedy zechcesz, nikt nie nagli, nikt, dziecko drogie! Baw się tu i siedźmy dotąd, aż sama zechcesz wyjechać. Ja odpiszę do Jana, wytłumaczę mu... że... męczyć ciebie nie można, że... te projekty za wczesne... Ja napiszę...
Panna Ewelina nie wiedziała co mówić, jak się zachować.
Andzia podniosła się z pościeli, pochyliła do klęczącej twarz bladą i łzami zalaną i szepnęła z bolesnem skrzywieniem ust, co miało być uśmiechem.
— Nie pisz Lińciu, nic nie pisz... bo... ja... wrócę tam... muszę... muszę... i za Jana... wyjdę... przysięgłam... wyjdę!... Tylko... jeszcze trochę... odrobinę... swobody. Nie pisz Lińciu, poco go ranić... on nie winien... on kocha. Będę, będę... jego żoną. On wie, że... muszę. Dla mnie już nic... nic... wszystko jedno... a on kocha i wie, że... muszę...
Pannie Ewelinie krajało się serce, patrząc na uśmiech Andzi tragiczny i na jej cudnie piękne, łzami niedoli zalane oczy...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Przez parę dni następnych Tarłówna nie opuszczała swego pokoju, nikogo nie chcąc widywać prócz Eweliny. Lora dopytująca się co zaszło, denerwowała Andzię, ale nie powiedziano jej prawdy.
Panna Niemojska chciała wyjawić wszystko pani von Bredov, aby przez nią uprzedzić Jana o niechęci Andzi względem zamierzonego z nim małżeństwa. Lecz Anna nie pozwoliła na to.
— Nie można mówić, to jego siostra i, jeśli sama nie odczuwa mej rozpaczy, ja jej demonstrować nie będę. Wyjdę za Jana, chybaby on sam zwolnił mnie z przysięgi, danej jego matce. On mógłby to zrobić, ja... nie mogę — odpowiadała Tarłówna na wszelkie projekty Eweliny.
Nordica i Humbert dobijali się do Andzi daremnie.
Ewelina mówiła wszystkim, że jest cierpiącą. Przyszedł i Horski, zbyła go w ten sam sposób. Ale nie poprzestał na tem, wypatrzył czas, kiedy nikogo w willi nie było, prócz Andzi i Eweliny. Postarał się o chwilę rozmowy z Niemojską i ta pod wpływem jego szczerej troskliwości o Andzię, wypowiedziała całą prawdę.
— Jakże się pani na to zapatruje? — spytał Horski.
— Chyba nie można wątpić, że pragnę tylko jej szczęścia, ale z Janem mieć go nie będzie. Ufam, że jakiś cud uratuje ją od tego małżeństwa nieszczęsnego, bo sama nie zerwie. Jedynie cud.
— Pewnie archanioł zleci z nieba na ratunek, albo święty