Na środku sali kręciło się kilka par tańcząc walca, kobiety malowane, w strojach ekscentrycznych kręciły się same z sobą.
Andzia uczuła niesmak, wionął na nią z tej sali jakiś zaduch obcy nieznany jej dotąd. Nordicowie chcieli iść w głąb sali, do pustego stolika, lecz Tarłówna usiadła przy pierwszym z brzegu, obok wejścia, poza klombem roślin egzotycznych.
— Dalej nie pójdę.
Musieli się zgodzić, Robert był nie rad.
— W takim kącie?... jakaż tu zabawa.
Mówiąc to, usadowił się obok Andzi.
Podano szampana. Tarlówna zażądała herbaty i sandwich. Nordica oburzał się na nią, wyszukiwał najwykwintniejszych potraw w jadłospisie.
Bardzo prędko zjawił się Humbert.
Zaraz od drzwi oddając palto lokajowi, skrzywił połowę twarzy niemiłosiernym uśmiechem i podszedł krokiem pantery.
— Prawdziwa uroczystość w The Austria, rzuca pani blask na całą salę — rzekł do Andzi.
Tarłówna obraziła się, przybladła, ale nic nie odpowiedziała.
Humbert usiadł przy Lorze, zaczęli szeptać.
Anna patrzała na tańczące dziewczyny, na ich ruchy lubieżne. Twarze niektórych prawie dziecinne, pod warstwą szminek, różów, uśmiechały się wyzywająco, lub sentymentalnie, oczy za mgłą wyczerpania zmysłowego, czasem dzikie, rozbestwione, czasem żałosne, przeważnie z wyrazem jagnięcej głupoty. Jedna brunetka, tęga, z ustami szeroko wywiniętemi tańczyła w luźnej tiunice podpasanej w stanie. Rzucała kędzierzawą głową, wydając w tańcu okrzyki mające illustrować temperament. Kilka było naprawdę ładnych i młodziutkich. Andzia patrzała na nie z przerażeniem w duszy. Wstręt najgorszy uczuła ujrzawszy jedną, nie młodą już, okropnie wymalowaną, w stroju małej dziewczynki; sukienka do kolan, dziecinnego kroju nisko opasana szarfą, z dużą kokardą z tyłu, warkoczyki opasywały głowę, kokardki po bokach, nogi w pantofelkach i skarpetkach, przytem twarz rozwięzłej ladacznicy. Panowie i Lora patrzyli na nią rozbawieni, śmiano się i dowcipkowano.
Geście napływali coraz nowi.
Kokoty zapraszały do stolików, narzucając się bezczelnie.
Jedna z nich, nie tańcząca w kole wodziła rej, siada bez ceremonji przy nowoprzybyłym młodzieńcu, który już miał tęgo w głowie. Pili szampana razem, on siedział niemy, jakby senny, ale jej zaczepki wywołały u niego reakcję. Zaczęły się umizgi z obu stron, co raz mniej dyplomatyczne. Andzia miała zawrót głowy, poczuła mdłości. Pierwszy raz w życiu widziała coś podobnego. Czy wpadła w jakiś męczący, podły sen?...
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/92
Ta strona została skorygowana.