Jeśliby Nordica i Humbert i tam się jej narzucali, da im ostateczną odprawę. Zostanie tylko Horski, ten jest inny. A jednak i on staje się zagadkowym, wywołuje czasem niepokój dziwny, słowami lub spojrzeniem.
Andzia przypominała sobie rozmowę w la Turbie ze szczegółami i słowa jego wypowiedziane wieczorem przy pożegnaniu, przedtem jeszcze w samojeździe. Czy można mu już ufać? Sama zresztą spostrzega jego zajęcie się nią, widzi to wybornie, instynktem kobiecym przeczuwa. Wie, że się podoba Horskiemu... i pochlebia jej to. Lubi jego towarzystwo, czasem ją drażni, zawsze imponuje. Jest w nim jakaś siła, która przykuwa. Nadewszystko działa on na nią uspokajająco swoim chłodem, bezpieczną się przy nim czuje.
W znajomości z Horskim Andzia nie przewidywała żadnych konsekwencji, nie zagłębiała tego stosunku, żyła teraźniejszością, w której Horski miał ładną rolę i to Andzi wystarczało. Wyjedzie wkrótce na Wołyń, może już go nigdy nie zobaczy, ale zachowa o nim jaknajlepsze wspomnienie.
W ciszy świtu rozległ się trzask samochodu. Andzia wyjrzała oknem.
... Przyjechali Nordicowie, zaledwo teraz...
Cóż to za życie!
Całą noc przepędzić w bezwstydzie...
...I Lora to znosi, to jej świat, jej pragnienia...
Tarłównie zaczęły powieki ciężyć ze znużenia. Zamknęła okno i podeszła do łóżka. Odrzuciła szal, włosy rozpuszczone jęła rozczesywać grzebieniem.
Wtem szczęknęła klamka u drzwi bocznych, wiodących do salonika, naprzeciw pokoju panny Niemojskiej. Andzia odwrócona była do nich plecami, zasłonięta masą rozwianych włosów pod ciosami grzebienia.
Usłyszawszy kroki obejrzała się gwałtownie.
Przed nią stał Robert Nordica, bez surduta, pijany, straszny.
Andzi zabrakło tchu w piersiach. Krzyk uwiązł jej w gardle. Cofnęła się w tył przerażona. On skoczył do niej jak zwierz i chwycił w ramiona.
— Czekałem długo na tę chwilę... Muszę cię mieć... tu zaraz...
— Precz! — wrzasnęła Andzia.
Uderzyła go w twarz z całej siły, odpychając na środek pokoju. Rzucił się do niej wściekły, z jakimś nieludzkim rykiem, ale Andzia dopadła do drzwi, szarpnęła je i omal nie przewróciła panny Eweliny, biegnącej na ratunek. Zgrzytnął zamek w chwili, gdy Nordica runął na zaporę całem ciałem. Klął i targał drzwiami jak szalony.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/97
Ta strona została skorygowana.