— Tak... i tam będzie większa swoboda...
Gizella ucałowała męża.
— Żyć będę tą myślą, duszą jestem już na Rekwedach... Dziwnie kocham ten kraj.
Awra Rawady, niebotyczny, na stromej skale zbudowany zamek książąt Wenuczych, dziwnie nastroił cesarzową Gizellę, gdy poraz pierwszy ukazał się jej oczom, zawieszony w oddaleniu pod niebem, jak fantastyczny obraz.
— Czy śnię? — zawołała Gizella z zachwytem. — To siedziba orła dumnego, o jakiej mówią baśnie!
— To nasza sadyba, Awra Rawady — rzekł książę Wenuczy, skłaniając przed młodą monarchinią dostojną, siwą głowę. — Jestem pierwszym Rekwedem — dodał z odcieniem dumy w głosie — który waszą cesarską mość pod dachem swoim powita. Chwili tej, zbyt drogiej, bo pamiętnej dla mnie, określić słowami nie potrafię. W oczach moich, najmiłościwsza pani, uczucia duszy wyczytasz łatwo.
Odruchowo, serdecznie wyciągnęła do niego rękę, którą pocałował ze czcią głęboką.
W miarę, jak zbliżali się do Awra Rawady, Gizella dopatrywała się w zamku tym coraz nowych szczegółów, napawających ją niezwykłym urokiem. Żadna z przepysznych rezydencji cesarskich, w których przebywała kolejno, żaden z pałaców Sudgrestu, stolicy Rekwedów, w której bawiła jeszcze wczoraj, podejmowana uroczyście, nie wydały się jej tak wyjątkowem arcydziełem architektury, jak ta podobłoczna rezydencja Wenuczych, słusznie nazwana siedzibą orła. Zdawało się, że skała granitowa szczyciła się zdobiącym ją klejnotem z marmuru, bo ciężar swój potężny wyniosła jaknajwyżej pod słońce i gwiazdy, aby snać szarzyzna i płaskość padołu ziemskiego nie mogły pokalać jego dostojeństwa. Olbrzymie ściany kamienne piętrzyły się wzwyż i opadały łagodnymi stokami śladem epoki, koronując sobą cały wirch skalny. Strzeliste węgły zamku, wyniosłe baszty i wieże wyrastały z tej opoki jasne własną czystością bieli, opromienione słoneczną pogodą dnia.
Coś było w tym zamku, w jego zewnętrznem pięknie i w tajemnicy malowniczego wnętrza, co nietylko zachwycało Gizellę, lecz przemawiało do niej mistycznym językiem. Gdy weszła do środka, i szum drzew, i szmer wodotrysków i woń kwiatów upojna szeptały jej przedziwne za-
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/101
Ta strona została przepisana.