szyła się, że jest w nim sama tylko z Ottokarem, że księżna matka, krępująca jej swobodę różnymi względami, została w Idaniu. Tu dopiero Gizella odetchnęła pełną piersią, tu znowu poczuła się dawną Zili, jakby żadna zmiana w życiu jej nie zaszła.
Oblana lekkim różem zachodzącego słońca wylądowała na przeciwległy brzeg, wbiegła w odmęt sypkich różowozłotych kłosów. Osypana dokoła chrzęstem łaskotliwym zgarniała rękoma miłościwie i tuliła do siebie gęste, zwarte jak las zboże, całowała pełne, ziarniste kłosy, chyliła się ku nim, rozmawiała z nimi. Gdzieniegdzie zastępowany jej drogę maki i bławaty, a ona zrywała je w duży pęk, biegnąc wąską ścieżyną z okrzykami wesela i pustoty. Rozluźnione od szybkiego ruchu włosy ciężyły jej nieznośnie, więc wstrząsnęła głową aż spłynął jej na ramiona potok ciemnych jedwabistych zwojów i okrył aż do stóp jej białą postać rozwiewną powodzią. Z wielką naręczą bławatów, z makami we włosach, w białej sukni, ze sznurem pereł na szyi sunęła Gizella przez pola złociste, zatopiona, w różowych blaskach zachodu.
Idąc tak polami, trafiła na łan, ma którym kilkanaście osób żęło sierpami pierwsze pokosy pszeniczne. Pochyleni przy pracy mężczyźni i kobiety spostrzegli niezwykłe w tych stronach zjawisko, wynurzające się z topieli zbóż. Zdziwieni, oczarowani niespodziewanym widokiem patrzyli na Gizellę z zapartymi oddechami. Ona szła ku nim uśmiechnięta, oni zaczęli szeptać do siebie:
— Anioł to idzie do nas czy duch żywy?
— Włosy li to, czy płaszcz taki dziwny?
Gizella zbliżała się w łunie purpurowych blasków zachodu, promienna, nieświadoma czaru, jaki wywarła na patrzących na nią ludzi. Jak olśnieni nadprzyrodzonem zjawiskiem, żniwiarze bezwiednie odkryli głowy i — wnet, cała gromadka osunęła się na kolana. Wyciągnęli nabożnie ręce i szeptali roztrzęsionemi z wrażenia ustami:
— To patronka nasza, święta Gizella!
Cesarzowa zatrzymała się stropiona. Zrozumiała swoje położenie. Trzeba było jaknajumiejętniej wyjaśnić tym ludziom prostym ich omyłkę. Podeszła jeszcze krok jeden i przemówiła po rekwedzku:
— Bądźcie pozdrowieni! Niech praca wasza owocną będzie!
Ludzie popadali twarzami na ziemię. Głos Gizelli upewnił ich, że istotnie zjawiła im się patronka Rekwedów.
Cesarzowa przemówiła znowu:
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/109
Ta strona została przepisana.