w snach poetów przedstawiane. Tu znalazła znakomite dopełnienie wszystkich uciech, w jakie obfitowała jej podróż. Wśród mnóstwa łodzi i gondol, rozkołysanych na falach wód, znalazła własną gondolę z baldachimem, strojną w purpurowe adamaszki, oplecioną festonami kwiatów białych i krwistem kwieciem granatu. Wioślarze w płaszczach złotem szytych śpiewali jej pieśni narodowe, młodzi chłopcy czarni, kędzierzawi o oczach palących żarem południa jeździli za jej gondolą jak paziowie i grali romanse pełne melancholji i tęsknej miłosnej nuty. Całe godziny spędzała na wodzie wśród śpiewów i muzyki i marzyła sobie, że te kilka chwil jej życia wplotło się w baśń samą, która się nigdy nie skończy.
Gdy podjeżdżała gondolą do któregokolwiek brzegu, by wejść osuniętemi w wodę marmurowemi schodami do pałacu, wyobrażała sobie, że ma przeźrocze skrzydła u ramion, a one ją unoszą zwolna ku grocie, utworzonej z białych pian morskich, i że w nich przebywa bóstwo. Gdy znowu zeszła do gondoli i przesuwała się na lekko rozkołysanych falach pod fantastycznymi łukami mostów, odnosiła wrażenie, że mija szereg bram, aż jedna z nich gdzieś daleko, na samym krańcu, otworzy przed nią bezkresną roztocz świetlistą, że tam duch jej, serce, myśli, wszystkie rojenia rozpłyną się szeroko, coraz dalej, bezkreśnie, siedmiobarwnemi kręgami tęczy.
Jednakże po paru dniach zwierzyła się przed mężem.
— Gwiazda Morza jest niewolnicą Sustji i to ją dość upokarza. Czy sądzisz, Ottaro, że nas tu witają szczerze? I despotyczna wola władców powinna się liczyć z czysto ludzkiemi względami. Nie bawmy tu długo.
— Czyż nie widzisz jedyna, że Gwiazda Morza jest nam tak samo rada jak Rekwedy i ciebie wita również całem sercem.
Gizella pokręciła głową wątpiąco:
— Nie, nie łudź się. Ja dobrze odczuwam ludzi. Rekwedy, Heczja, Iral witały mnie inaczej, niż witają tutaj.Jest duża, o, duża różnica!
— Jesteś, doprawdy, niewdzięczna, Zili! Wszak tu klękają przed tobą, jak przed swoją królową, całują twe stopy, kwiaty sypią ci pod nogi, opiewają głośno twoją urodę, wszyscy są w kręgu czarów, które rozsiewasz. Nawet kobiety szaleją tu za tobą!
— Tak, nie przeczę — podchwyciła Gizella — cenią tu widocznie, jak mówisz, moje zalety, ale czysto kobiece. Widzę, że się tu podobam, ale odczuwam wyraźnie, że te owacje, zachwyty odnoszą się tylko do mnie, jako do gościa i kobiety, nie zaś do... cesarzowej.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/117
Ta strona została przepisana.