Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/124

Ta strona została przepisana.

— Ależ wasza cesarska mość, jakże tak można! — rzekł z wyrzutem Ottokar, biorąc troskliwie jej ręce.
— Trochę nas deszcz zmoczył, ale mimo woli zrobiłyśmy wam niespodziankę. Ach, i wasza wysokość tu jest i książę! — zwróciła się Gizella do stryja Sebastjana i do młodego następcy tronu.
Tymczasem włościanie stali na uboczu zdziwieni niepomiernie i pytali szeptem samych siebie:
— Dla Boga! co zaś to jest? Czy być to może cesarzowa?
— A ja ci powiadam!
Gizella odezwała się do nich z uśmiechem.
— Dziękuję wam za gościnę i za waszą serdeczność, dobrzy ludzie.
— A to na pamiątkę, żeście ugaszczali waszą cesarzową — rzekł cesarz uśmiechnięty, wręczając im garść złota.
Włościanie rzucili się do nóg Gizelli, całując jej szaty z najwyższem prostaczem uwielbieniem.
Wkrótce potem para cesarska wróciła do Idania na zapowiedziany wielki bal dworski.
Na kilka godzin przed balem Gizella ubierała się w swoim pokoju, mając do pomocy kilka dam honorowych i służebnę, która upinała jej włosy. Gdy była już gotowa w zwojach jedwabiu i w lśnieniu brylantów, wyrwała się z rąk dam, jak dziecko, któremu nie starczyło już cierpliwości i podbiegła do lustra.
— Ciekawam, coście ze mnie za cudaka zrobiły! — zawołała wesoło.
Nagle drgnęła i spojrzała za siebie z przestrachem.
— Kto tam stoi?
— Nikogo niema, wasza cesarska mość.
— Jakiś szary cień tam jest! Kto to?
— Szary cień?! — krzyknęła jedna z dam, cofając się zabobonnie.
— Szary cień... — powtórzyły inne damy zbielałemi ustami.
Cesarzowa patrzała na białą ścianę wzrokiem, przepojonym zgrozą.
— Już znikła... jakaś zjawa... — szepnęła głosem strwożonym.
Przesunęła pytającym wzrokiem po skupionych w przerażeniu damach, jakby uprzytomniała sobie, że nie śni, i nagle, zakrywszy oczy, zawołała z nieopisaną trwogą:
— To był szary cień Ururgów, fatalne widmo!...
— Będzie jakieś nieszczęście... — szepnęła boleśnie jedna z dam i opuściła głowę w zadumie.