Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/125

Ta strona została przepisana.

W tym samym czasie książę Sebastjan, dążąc na salę balową, również ujrzał widmo w wielkim przedsionku zamkowym.
Cesarzowa i stryj cesarski byli podczas balu przygnębieni, cesarza ogarnął niepokój, choć starał się przed żoną lekceważyć ukazanie się szarego cienia.
Księżniczka Magdalena, dowiedziawszy się o tajemniczem zjawisku z ust Gizelli, zrazu przejęła się tą ponurą wiadomością, potem jednak zaczęła ją omawiać żartobliwie i zaliczała tego rodzaju zjawy do sztucznych wytworów wyobraźni. Nie przeczuwała, że szare widmo Ururgów spełni na niej swoje przeznaczenie...
W kilka dni po balu, podczas wieczoru muzykalnego w apartamentach cesarzowej w Szejrunie, spadł nagle z niewiadomego powodu na księżniczkę Magdalenę zapalony świecznik i w jednej chwili objął płomieniem całą jej postać. Ze straszliwym krzykiem bólu i przerażenia biegła przez salę, jak płonąca pochodnia, i zanim wśród ogólnego popłochu zdołano pośpieszyć jej na ratunek — doznała tak silnych poparzeń, że pod zwęglonemi szczątkami ubrania ciało jej było jedną roztwartą raną. Wezwani lekarze orzekli stan beznadziejny. Odzyskując na krótkie chwile przytomność, księżniczka dawała jękami znać, że pragnie już tylko umrzeć i błagała, aby ją przeniesiono do Idania, do domu jej ojca. Lekarze byli bezradni, książę Sebastjan tracił zmysły, nikt nie decydował się spełnić ostatniej woli nieszczęśliwej księżniczki, której każda godzina była policzoną. Odbywano szybkie narady, wyszukiwano sposoby przewiezienia chorej tak, aby oszczędzić jej męczarni.
Wówczas z ust oszalałej z rozpaczy Gizelli padł rozkaz. Księżniczkę włożono do srebrnej wanny napełnionej oliwą i tak przewieziono ją do Idania w zamkniętej karecie. Nie ufając w tej chwili nikomu, cesarzowa sama, wciśnięta w kątku karety i, zapatrzona w drogą twarz przyjaciółki, z rozrywającem piersi łkaniem, doglądała jej troskliwie. Zaledwo ten kondukt zatrzymał się przed pałacem Sebastjana i zdołano wnieść wannę do wnętrza, zaledwo rozszlochani rodzice i Gizella pożegnali się z ukochanem dziewczęciem, a już jej omglone straszliwą boleścią oczy zasunęła wieczna mgła śmierci. Skonała w męczarniach, ściskając kurczowo dłoń Gizelli i wołając dobywającym się wśród jęków głosem:
— Zły chochlik mnie usłyszał! Zły chochlik, Gizello!
Nikt, oprócz cesarzowej nie rozumiał znaczenia tych słów.