życia?... Dlaczego, Boże, dałeś mi tak pokochać wyże i słońce, bym oto teraz została jak ptak zabłąkany wśród nocy. Dlaczego nie tylko moje szczęście lecz i moje ideały staczają się w przepaść?... Już na Rekwedach słychać głosy buntu i protestu, czyż znowu szczękną miecze i popłynie krew?... Dlaczego taka korona cierniowa po takim nimbie szczęścia?...
W kaplicy dzień majowy rozrzucił mirjady blasków ciepłych, za oknami śpiewało ptactwo. Wnętrze świątyńki zatopione było w ciszy mistycznej, jak zawsze, gdy Gizella przychodziła tu na modlitwę. Pałac szejruński wiedział, że w takich chwilach, kiedy w kaplicy była cesarzowa, nikt nie śmiał przerywać jej samotności, nikomu nie wolno było tam wchodzić. To też lekki szelest czyichś stóp zdziwił Gizellę. Obejrzała się oburzona, lecz gniewny wzrok jej zgasł natychmiast, gdy ujrzała starą nianię Hedwisię. Arwijka szybko podsunęła się do niej i kucnęła przy jej kolanach.
— Pani moja najmiłościwsza, znowu cię coś szarpnęło za serce... mój kwiatku umiłowany, takież to twoje szczęście?...
Stara kobieta objęła kolana swej pani i patrzyła na nią z bezimienną tkliwością łzawemi oczami oddanej wiernie służki.
— Pragnęłabym już nie żyć — wybiegł bezwiedny szept z ust Gizelli, a z pod jej powiek spuszczonych popłynął strumień łez...
Sekunda słabości i — cesarzowa opamiętała się. Skarga przed służebną? To było zbyt małostkowe i niegodne jej. Powstała szybko, pobladła silniej, w oczach jej błysnęła niechęć i duma. Strząsnęła włosy w tył i kładąc drżącą rękę na głowie Hedwisi, rzekła głosem zdławionym, lecz wyniośle:
— Wiem, że mnie kochasz, nianiu, ale — tobie nawet zwierzyć się ze swego bólu nie mogę. Nie pytaj nigdy i nie przerywaj mi, gdy chcę być samą.
Pochyliła się prędko i uścisnęła Hedwisię serdecznie, poczem skierowała się ku wyjściu swym posuwistym, lekkim krokiem.
Hedwisia zmieszana i pokorna pozbierała rozsypane narcyzy, roniąc na nie łzy swych starych oczu. Gdy cesarzowa znikła w przedsionku, Arwijka padła skulona na stopnie ołtarza i zaczęła modlić się gorąco za swoją panią, która choć można i wielka i piękna... a jednak tyle cierpi...
Wtem w ciszę świątyńki wpadł minorowy ton organów.Pasażem dźwiękły tony, zahuczały rozlewną a grzmiącą harmonją i — rozełkała się jakaś rytualna melodja, pełna
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/130
Ta strona została przepisana.