Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/134

Ta strona została przepisana.

witą mocą. Ottokar i Gizella skamienieli z niebywałego wrażenia, nie wierząc własnym oczom. Mocował się ze zwierzem niewiadomo skąd przybyły na ratunek mężczyzna, wpijając mocarnie kleszcze swoich rąk w jego gardzieli. Walka ta trwała tak krótko, że zanim Ottokar zdołał rzucić się na pomoc nieznanemu, niedźwiedź wydobył z siebie ryk śmiertelny, zatrzepotał łapami i runął w tył na ziemię, popchnięty silnem ramieniem swego pogromcy.
— Wiesz, na kogo się porwałeś! — zawołał niezwykły mocarz, patrząc na dygocącego w agonji potwora. Poprawił na sobie zbroczone krwią i poszarpane w strzępy ubranie, pochylił się nad niedźwiedziem i wyciągnął z jego piersi jednem szarpnięciem zakrzywiony nóż myśliwski. Oboje cesarstwo zauważyli, że miał ramię zranione i szeroką krwawą bliznę na twarzy.
— Ktoś ty jest, człowieku? — zapytał cesarz, kładąc rękę na jego ramieniu.
Siłacz spojrzał na Ottokara śmiało, wyzywająco i wnet przesunął wzrok na cesarzową jakiś jaśniejszy, serdeczny, skłaniając się przed nią ze czcią głęboką. W pamięci Gizelli zamajaczyła podobna twarz, widziana kiedyś...
— Ktoś jest człowieku? — zapytał cesarz powtórnie.
Nieznajomy podniósł czoło do góry i rzekł:
— Ja... Rekwed.
— Rekwed? Cóż tu robisz w górach arwijakich?
— A tak sobie przywędrował.
— To zdumiewające! Czuwałeś na bestję, a więc tropiłeś ją?
— Nie! Ja was widział i czuwał.
Cesarz zamienił z żoną szybkie spojrzenie.
— W takim razie, czemuś wcześniej nie zdusił niedźwiedzia, lecz dopiero w chwili tak niebezpiecznej?
— Nie śmiał. Myślałem, że wy, panie, spróbujecie z nim siły, a gdybyście nie dali rady, to ja i tak w czas ocaliłby najmiłościwszą panieneczkę.
W źrenicach jego błysnęły iskry gorące, chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz zamilkł i uczynił ruch do odejścia.
— Poczekaj — rzekł Ottokar, sięgając do kieszeni — jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni za twoje bohaterskie poświęcenie. Masz tu tymczasem w nagrodę za twoje męstwo, a powiedz, jak się nazywasz, gdzie przebywasz, byśmy mogli wynagrodzić cię stokroć hojniej. Proszę, weź na razie tę skromną sakiewkę.
Siłacz popatrzał na cesarza wzrokiem ponurym i odparł głucho:
— Pieniądze są tanie, droższe jest życie, a nic warte złoto wasze i moje życie, kiedy jest w duszy taki skarb