Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/146

Ta strona została przepisana.

w tym liście po dawnemu Zili. To imię bowiem przypomina mi Srebrny Hełm, szmer strumienia górskiego i poranki jasne bez tych cieni i chmur, pod których mrokiem rozwija się częstokroć kwiat życia ludzkiego.
Mówiliśmy pewnego razu o szczęściu w miłości (Tyś to ładnie określała). A teraz wyznam ci, że nie czułem się szczęśliwym, jako narzeczony Klotyldy, rozumiejąc, że byłaby ona tylko królową Arwji, lecz nie królową mego serca i duszy. Królową moją był i pozostanie na zawsze kto inny, zdradzić się jednak nie mogę, nie wolno mi! Otóż z Klotyldą zerwałem w sposób dość brutalny, nie zastanowiwszy się, czy osobie królewskiej przystoi taka pospolitość. Opowiem ci to:
Pewna niewiasta, młoda — i ładna, zajmująca jedno z lepszych miejsc na dworze w Passetoff, upodobała mnie sobie i w celu intrygi pierścień mój zaręczynowy, dany Klotyldzie, wykradła. Nie wiedząc nic o tem, zauważyłem przypadkowo, że pierścień mój nosi na palcu jeden z wyższych oficerów dworu w Passetoff, jak mnie poinformowano, wielbiciel wdzięków owej niewiasty. Wyobraź sobie, Zili, moje oburzenie na myśl, że nikt inny, tylko moja narzeczona pozwoliła sobie na taką płaską złośliwość, poniżającą powagę aktu zaręczynowego. Wyjechałem niezwłocznie do Swantajn, zrywając z Klotyldę narzeczeństwo swoje. Znasz mnie, Zili, nie liczyłem się z nikim i z niczem.
Tymczasem owa niewiasta podążyła za mną do Swantajn, usiłując zbliżyć się do mnie pod różnymi sprytnie pomyślanymi pozorami. Ponieważ roztoczyła przedemną wszystkie wdzięki kobiece i ujawniała coraz gorętsze zapały do mnie, przeto, zrozumiesz Zili, nie mogłem okazać się wobec niej Katonem. Pobawiłem się z nią trochę, jak Zeus i z to, z tą tylko różnicą, że nie przeistaczałem się w chmurę, zostawiając tę sztukę na inny przypadek.
Klotylda zwróciła mi również słowo i odesłała wszystkie dary, oprócz pierścionka, co do którego nadmieniła, że zginął jej dość dawno w niewytłumaczony sposób. Nie zawiadomiła mnie przedtem, ponieważ nie chciała sprawiać mi przykrości. List jej był krótki i ułożony tak, jak się pisze do człowieka, któremu wiele rzeczy nierozważnych powinno się wybaczyć. Jakkolwiek list Klotyldy podrażnił moją ambicję, jednakże uwierzyłem w jego szczerość, odsuwając od siebie myśl, że mój pierścień zaręczynowy przeszedł wprost z rąk narzeczonej na palec oficera. Zacząłem snuć domysły i sprawdzać pilnie ich trafność, aż nareszcie podejrzenie moje padło na ową Io. Udało mi się tak ją podejść zręcznie, że z konieczności musiała przyznać się do przeprowadzonej tak podle intrygi. Nie potrafiła inaczej