Ujrzała wiszącą na ścianie cytrę i poniosła ją fantazja. Chwyciła z żywością ulubiony przez siebie instrument.
Pieśń górali nagle umilkła, oczy wszystkich zwróciły się na Gizellę, przy stołach odezwały się szmery, izbę zaległa cisza. I wśród tej ciszy, wśród powszechnego skupienia Gizella zaczęła przebiegać paluszkami po strunach, wydobyła kilka nut mocnych, głębokich, rozsypała hojnie perlistą gamę dźwięków, wydobyła harmonję akordów i — zagrała. Z pod jej różowych rączek runęły miarowe, coraz szybsze, porywające tony i zagrzmiał taniec góralski ognisty, weselny, huczny. Powstał krzyk, wrzawa, izbę ogarnęło radosne podniecenie. Górale porozsuwali stoły, wyskoczyli w kilku na środek i ze wzniesionemi w górę siekierkami puścili się w taniec. Dziewczęta poszły za chłopcami roześmiane, ochocze, zalotne. Rozległy się tupoty nóg, pokrzykiwania, przyśpiewki, z podłogi uderzyły tumany kurzu, światło kaganków chwiało się, przygasając co chwila.
Gizella miała w twarzyczce promienność niezwykłą i rozradowanie, w oczach ogniki płoche, figlarne. Maksymil siedział opodal i na wymowny wzrok córki odpowiadał uśmiechem i pobłażliwem skinieniem głowy.
Burza tańca rosła, rozwalając zda się ściany oberży. Często z gromady barwnych gorsetów i serdaków wystrzelała nagle aż pod pułap śmigła sylwetka oszalałego w tańcu górala, a wówczas wybuchał okrzyk: Hej! ha! i znowu dudniła podłoga, rozlegały się śmiechy i śpiewki.
Gizella grała bez przerwy, rzucając na struny wytężone siły swych rączek. W pewnej chwili przypomniał się jej góral, który przedtem patrzył na nią oczami dziwnie natarczywemi. Podniosła wzrok w jego stronę i drgnęła. Stał nieruchomy, blady i jak przedtem ogarniał ją wzrokiem przejmującym. Miał w całej swej postaci wyraz niezwykłego oczarowania, czy osłupienia — przestraszał. Maksymil dojrzał go również i zaniepokojony jego widokiem szepnął do Gizelli:
— Ten chłopak, stojący tam, pod ścianą, poznał nas. Nie możemy przeciągać zabawy. Przestań Zili.
Gizella zaczęła zwalniać stopniowo melodję, ściszając, aż przerwała muzykę. Gdy taniec jakby zawisł w powietrzu, jeden z górali podskoczył do Gizelli i zaczął prosić:
— Panieneczko śliczniuśka, jeszcze trochę, jeszcze choć troszkę, tak a ognista muzyka! Hej!...
Odpowiedziała z uśmiechem, że czuje się już bardzo zmęczona, przytem jest późna pora a ją i ojca czeka jeszcze daleka podróż.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/15
Ta strona została skorygowana.