monarchini w narodzie, waży stokroć więcej, niż opinja dworzan, bo ta jest zawsze stronniczą i wypływa ze względów osobistych... zawiści... zadrości...
Po tej rozmowie cesarzowa długo rozważała słowa profesora. Miał słuszność, doradzając jej więcej polityki i mniej szczerości wobec ludzi. Istotnie zbyt była otwartą, zbyt ufną, nie wierzyła w istnienie podłości i obłudy. Teraz złość ludzką poznała. Ci, co byli przedtem oddani jej zda się wiernie, zmienili się od czasu, gdy cesarz wzrok swój skierował na inne kobiety, od czasu, gdy księżna matka wystąpiła wyraźnie przeciwko synowej. Nawet fakt zesłania hrabiego Prado na pogranicze monarchji, usposobił opinję dworu na jej niekorzyść. Cierpiała tylko w skrytości i nie robiła nikomu wymówek, nawet cesarzowi, zwróconemu całkowicie pod wpływy matki i usidlonemu niewyczerpaną zmysłowością Nawadi. Gizella czuła się tu obcą, zabłąkaną bez żadnego celu, istotą nikomu niepotrzebną, intruzem. Związana była tylko z Idaniem ze względu na dzieci i przykuta do Sustji ostrymi djamentami korony cesarskiej, jak cierniami. Jedynie idea rekwedzka żyła w niej silnie i podniecała ją stale.
Pewnego dnia cesarzowa, jak zwykle, siedziała w parku, czytając, hrabina Inara przyniosła jej list i, wręczając go, szepnęła.
— Otrzymany na moje ręce drogą prywatną.
Gizella wzięła list obojętnie, przerwała kopertę i zaczęła przesuwać oczy po nieznanem jej piśmie. Ale wnet przybladła i ściągnęła brwi. Inara oddaliła się w milczeniu. List był od hrabiego Prado. Hrabia pisał:
„Najmiłościwsza pani. Wybacz, że ośmielam się niepokoić waszą cesarską mość poraz drugi w swem życiu. Jestem szaleńcem i wiem, że poniosłem ciężką karę za moją zuchwałość. Oskarżył mnie przed cesarzem jeden ze znacznych dostojników, którego nazwisko nie jest mi tajne. Wasza cesarska mość jest pomszczona, ja — nie uleczony z uczuć. Pani ubóstwiana. Obyś nigdy nie zaznała tęsknoty tak pożerającej, jaką jest oja do Ciebie!... Oby serce Twoje, Pani słoneczna, nie targało się w męce niedozwolonej miłości!... Dramatem jest kalectwo niemowy, który widzi, czuje i — nie może hymnów serca swego wyśpiewać, najstraszniejszą jednak tragedją człowieka jest, gdy kocha tak, jak ja kocham, i nie wolno mu uczuć swych wyznać, nawet przed śmiercią nie wolno...
Pani najpromienistsza, stopy Twoje anielskie całuję w pokorze i uwielbiam, kajam się przed majestatem duszy Twej przeczystej i czczę Ciebie jak świętość jedynę.“
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/156
Ta strona została przepisana.