Skończywszy list, Gizella zapatrzyła się przed siebie, tonąc w zadumie. Park cienisty otwierał się przed nią długim szpalerem drzew prastarych, pośrodku szmaragdowego trawnika wybuchła kępa szkarłatnych kwiatów, wysokich i rozchwianych na kształt żywego płomienia, dobywającego się z pod ziemi... Tak płoną serca ludzkie u wejścia w ciemny labirynt życia, tak ja płonęłam — pomyślała Gizella. W strząsnęła się. Podniosła do oczu książkę, chcąc rozpędzić natłok myśli, obrazy wspomnień, nie spostrzegła, jak list usunął się pod jej stopy na piasek. Leżący obok ławki Sophacs drgnął, najeżył się i wstawszy leniwie, podniósł, w zębach biały arkusz. Zamruczał znacząco. Gizella spojrzała. Z ust jej wybiegł okrzyk.
— Ach, przyjacielu poczciwy, gdybym ten list zgubiła!...
Wzięła list, zapisany wyznaniami nieszczęsnego hrabiego, i podarła go na drobne strzępy.
— On wie, — pomyślała — co się powinno stać z jego listem, a może widzi to... Litości żadnej okazać mu nie mogę, ułaskawić nie mam prawa, zresztą... był zuchwały.
Od strony pałacu zbliżył się Ottokar. Pocałował rękę żony i usiadł przy niej na ławce. Po zwykłem uprzejmem zapytaniu o zdrowie zaczął opowiadać ciekawsze szczegóły ze spraw państwowych, wyraził swoje zdanie na te sprawy, poczem nadmienił, że wkrótce będzie polował w górach Sustji na dziki i jelenie. Był wesoły, ujmujący, serdeczny. Nagle zamilkł, spojrzawszy na poszarpane kawałki listu na ławce.
— Otrzymujesz jakieś tajemnicze listy? — rzekł tonem suchym, bezbarwnym.
— Które niszczę, jak widzisz.
— Może to jeszcze gorzej... Zanadto usunęłaś się Gizello, od świata i stale przebywasz w ukryciu, w samotności. To podrażnia opinję ludzką. Od ślubu Ksywiana nikt cię nigdzie nie widział.
Gizella podniosła na męża oczy zdziwione.
— Pojechałam do Algeji na ślub twego brata, zmuszona do wyjazdu, gdyż tego żądałeś. Podróż zmęczyła mnie bardzo. Jestem słabą, wiesz o tem.
— No tak, lecz wszakże nie tak chorą, by cię widywały tylko damy dworu i to wybrane. Kilka audjencji odrzuciłaś. To źle. Prawie jednocześnie po ślubie Ksywiana i... odprawie tamtego szaleńca z nikim nie widziałaś się, zniknąwszy z oczu dworu. Musisz jednakże uczynić z siebie pewną ofiarę, choćby dla ludzi.
— Czego żądasz odemnie Ottaro? Może zdołam zastosować się do twojej woli... nie rady, bo tej nie rozumiem.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/157
Ta strona została przepisana.