nuczy, człowiek wysokiej miary duchowej, ale może trochę utopista... no, a mężowie stanu sustjańskiego...
— Wiem, brużdżę, stale i ciebie uspasabiają nieprzychylnie, — dokończyła Gizella. — Lecz, wszak ty nie chcesz walki, lecz porozumienia, pojednania z Rekwedami. Nietylko pragniesz szczęścia własnej ojczyzny, lecz i narodów, będących pod berłem twoim, narodów, które dążą do odzyskania praw od wieków im przynależnych. Nieprawdaż?
— Jeśli nawet ja chcę tego, to Rekwedzi zrażają do siebie nasz rząd, ich postawa wojownicza i manifestowanie wrogich nam uczuć drażnią naszą cierpliwość. Żadnej ufności w nasze dobre zamiary, ciągle ten stan wulkaniczny.
Gizella pochyliła się do męża i spojrzała mu w oczy z nieopisanym wdziękiem. Głos jej miał tony łagodne, słodkie.
— Czy istotnie intencje twoje są pojednawcze? Czy idziesz w myśl marzeń naszych i pragnień drogich?
Cesarz rzekł, patrząc w oczy żony.
— To są głównie twoje marzenia, Zili.
— Nie to marzenia nasze, pamiętasz?!... Zaręczam ci, że Rekwedzi pomimo opieszałości rządu w przeprowadzeniu reform, oczekują i oczekiwać będą cierpliwie na akt wspaniałomyślności cesarskiej, wierzą ci, ufają, że pogoda na Rekwedach przez Sustję, a w Sustji przez Rekwedy zapanuje rychło i zajaśnieje w glorji sprawiedliwości, pojednania i najszczytniejszej idei humanitarnej.
Zapał Gizelli był tak nieoczekiwany w tej chwili, że cesarz patrzał na nią z zachwytem i podziwem.
— Skąd wiesz, Zili, że Rekwedami nie kierują zgoła odmienne uczucia, nastroje?
— Wiem, — rzekła głosem stanowczym, — ufaj mi i Rekwedom, wolą swoją i rozumem zwalczaj wrogie podszepty, idź tam, dokąd cię ręka Boża prowadzi, co świętym celem twoim być powinno i jest... Ja wiem i wierzę, że jest, tylko... oni wszyscy, wrogowie pokoju, wrogowie moi, paczą ciebie i odsuwają od spełnienia czynu, który aureolą głowę twoją otoczy i rzuci blask świetny na twoje panowanie, Ottokarze.
— Zili, Zili, zdumiewa mnie ogień natchnienia w oczach twoich, to mnie niezmiernie cieszy, że patrzysz z taką wiarą w przyszłość naszą.
— Tak, widzę tę dobę szczęśliwą przed nami, widzę ją i błagam cię o to w imieniu własnem, twojej żony i cesarzowej Sustji i w imieniu Rekwedów!
Nagle uniesiona płomieniem swej duszy Gizella osunęła się z ławki na kolana przed mężem.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/159
Ta strona została przepisana.