waniu w górach Itilli była już zbyt jawną, kompromitującą i tej próby Gizella nie zniosła. Nie mogła zapomnieć okropnej chwili upokorzenia i wstydu, gdy podczas polowania zapędzona w gąszcze, sama jedna natknęła się nieopatrznie na bardzo poufałą scenę Ottokara z młodziutką, piękną góralską dziewczyną, widocznie spotkaną przygodnie. Po natknięciu się na owe sam na sam cesarzowa wyjechała natychmiast z Itilli; na biurku cesarza zostawiła tylko zapieczętowaną kartkę ze słowami: „O mnie nie pytaj... to rzecz małej wagi, zostawiam ci swobodę, proszę tylko o jedno i liczę na to, że dotrzymasz słowa cesarskiego, danego mi w Szejrunie“...
W Idaniu Gizella pożegnała najczulej dzieci i opuściła Sustję bez słowa wytłumaczenia przed księżną matką. W szczupłem kółku ulubionych dam dworu i przyjaciółki swej hrabiny Dalney, oraz kilku dworzan, szambelana Phalwi i profesora Homwerina oddzieliła się morzem od nienawistnych stosunków dworu idańskiego i tu na cudownej wyspie pośród Morza Śródziemnego rozkoszowała się przyrodą, jakby stworzoną do ukojenia jej bólu i tęsknoty. Siły jej wracały szybko, lecz okrwawione serce leczyło się z trudem, a choć częściej już zakwitał uśmiech na ustach cesarzowej, wszyscy wiedzieli, że jest to uśmiech przez łzy, których wypłakać nie mogła.
Po pewnym czasie zaczęła odbywać wycieczki na morze łodzią, wiosłując sama, lub gdy się źle czuła, z pomocą dwunastoletniego murzyna Achmeda. Zwinny chłopak był dzieckiem stróża, strzegącego zamieszkałej przez cesarzową willi. Achmed przywiązał się do swej pani od pierwszej chwili zagoszczenia jej na wyspie, co spostrzegłszy, Gizella wzięła go do swej służby i powierzyła mu obowiązek dostarczania codzień kwiatów. Z obowiązku tego dzieciak wywiązywał się, jak młodzieniec kochający pierwszą miłością, i w kilka dni już wiedział, które z kwiatów cesarzowa będzie tuliła do siebie pieszczotliwie z uśmiechem, a nad któremi uroni łzę. Mając wstęp do wszystkich pałacowych pokoi, znosił tam różnorodne, nawet dziko rosnące na wyspie kwiaty, — układał je w kunsztowne wiązanki i zdobił niemi okna cesarzowej, stół, przy którym jadała, jej krzesełko, ławkę ulubioną przez nią i łódź, przeznaczoną dla niej. Gdy Gizella spędzała czas w parku, na samotnych rozmyślaniach, on chodził za nią ukradkiem w znacznem oddaleniu, lub siadał na stopniach tarasu, czekając cierpliwie na jej powrót. Nazywała go „moim czarnym paziem“ i często wdawała się z nim w rozmowę, odpowiadając chętnie na zadawane jej z ciekawością dziecka pytania.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/161
Ta strona została przepisana.