Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/163

Ta strona została przepisana.

mącąc zupełnie zaczarowanej ciszy fjordów, wsiąka w ich piękno, odczuwa je silniej i porozumiewa się z niem. Okręt Gizelli był, jak same widziadło, zjawiał się nagle wśród którejś zatoki z samotnie bielejącą na nim postacią smutnej kobiety i płynął powoli cichy, napół umarły, niby halucynacja, wywołana blaskiem księżyca i brylantowem lśnieniem lodowców.
Pewnej nocy cesarzowa, siedząc jak zwykle na pokładzie, spostrzegła zbliżających się ku niej nieśmiało dwóch mężczyzn. W jednym z nich poznała z daleka kapitana okrętu, w drugim nadwornego lekarza Reczynera. Obadwaj mieli twarze poważne i strapione.
— Co się stało? — zwróciła się do nich zaniepokojona.
— Wasza cesarska mość — rzekł lekarz — muszę ją zawiadomić, że mały Achmed czuje się coraz gorzej od przyjazdu naszego w te okolice, obecnie stan jego jest już tak beznadziejny...
— Achmed?! Achmed jest tu? Kto go zabrał? Rozkazałam mu pozostać na wyspie do mego powrotu.
— Tak, najmiłościwsza pani — odezwał się kapitan. — Malec w chwili wyjazdu naszego z wyspy zakradł się na statek i długi czas ukrywał się na dnie kadłuba, dopóki go przypadkowo nie zauważono. Sprawa jego podróży była w ten sposób zdecydowana, ale nikt, nie śmiał mówić waszej cesarskiej mości.
— Szaleństwo! — wykrzyknęła Gizella. — Gdzie on jest?
Poszła szybko za doktorem i kapitanem aż na dół, do kotłów okrętowych, gdzie umieszczony na łóżku w pobliżu buchających żarem pieców, majaczył w silnej gorączce. Na widok chorego chłopca Gizella załamała ręce z rozpaczą.
— Klimat nieodpowiedni zabija go — rzekł lekarz.
Gizella wstrząsnęła się. Zrozumiała teraz tragedję tego biednego chłopaka, tak ślepo przywiązanego do niej, miał więc swoją służbę i swe przywiązanie opłacić życiem?
— Natychmiast skierować okręt na południe! Płynąć całą siłą! — rozkazała kapitanowi. — Ten chłopiec musi żyd; — zwróciła się do lekarza.
— Jedyny ratunek — odrzekł z uśmiechem zadowolenia.
Od tej chwili cesarzowa nie odstępowała czarnego malca. Nagliła kapitana, by płynął jaknajśpieszmiej, sama zaś wespół z doktorem pielęgnowała murzynka z niesłychanem poświęceniem. Po kilku dniach Achmed odzyskał przytomność i na tyle pokrzepił swe dziecięce siły, że mógł już rozmawiać. Gizella nie posiadała się z radości, widząc,