Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/165

Ta strona została przepisana.

I naraz twarz jej zajaśniała radosnym uśmiechem: wszak był to Luisel. Chwyciła wiosła, łodzie szybko zbliżyły się do siebie.
— Zili! — zawołał król i przechyliwszy się przez burtę swej łodzi, chwycił wyciągnięte do niego ręce cesarzowej, całując je z zapamiętałością.
— Skąd się tu wziąłeś, Luiselu, tak niespodzianie w tem pustkowiu? Możesz mówić śmiało. Ten malec rozumie tylko po angielsku i to bardzo słabo.
— Przyjechałem, by odwiedzić hrabinę Ortamare — uśmiechnął się król Arwji. — Jestem w tej podróży do ciebie, również tylko hrabią Arataro, którego tajemnicy nikt nie zdradzi. A co! wiedziałem wybornie, kiedy i gdzie można cię przyłapać, Zili. Niedawno bawiłaś na fjordach. Nie dziwię się. Fjordy stworzył anioł melancholji i, podczas gdy ląd tutejszy jest dziełem szatana namiętności. Fjordy są piękne, ale i tyś porzuciła je szybko dla gorącej podniety południa. I tak sama jesteś?
— Jak widzisz. I czuję się wyjątkowo dobrze.
— Owszem, owszem, takie przeskoki potęgują egzaltację duszy, której światem jest bajka.
— Dawno byłeś, Luiselu, w Passetoff? — zapytała Gizella, przerywając jego wybuchy.
— W przeddzieii swej podróży. Wiozę pozdrowienia rodziców twych do ciebie.
— Zapewne sądzą mnie ostro.
— No, nie. Ale są zdania, że zbyt przeciągasz swój pobyt poza granicami Sustji, że to nie przystoi żonie i cesarzowej, na którą wszyscy patrzą.
— A ty, jak sądzisz, Luiselu?
— Ja myślę, że istotnie, im dłużej przeciągasz swoją nieobecność w Idaniu, tym trudniejszym będzie twój powrót i... pogodzenie się z Ottokarem.
— Masz słuszność — odrzekła głucho.
Płynęli długą chwilę obok siebie w milczeniu. Król znowu nawiązał rozmowę.
— Wiem, że Ottokar jest mocno podrażniony i tęskni za tobą.
Coś dziwnego drgnęło w głosie króla. Gizella spojrzała na niego ciekawie. Luisel mówił:
— Pani matka także nie próżnuje, a dwór odczuwa bardzo brak cesarzowej.
— Ach, dwór!!! Stek intryg, brudnych miłostek i moralnej zgnilizny.