Przybysz zbliżył się do bocznych drzwi, wiodących do mieszkania burgrabiego. W jednem z głębokich wązkich okienek świeciło się jeszcze. W pasemku tego światła, tryskającego w ciemności, była radosna zapowiedź, że ktoś jednak w tych murach czuwa. Przybysza ogarnęło wzruszenie. Nacisnął mocno ciężką klamkę drzwi, usunęły się przed nim, wszedł śmiało do ciemnego wnętrza. Znał tu widocznie każdy kąt, każdy zakręt, bo poomacku trafił do drugich drzwi w głębi korytarza, pchnął je pewną ręką i stanął na progu. Komnata była niewielka, mroczna, tylko na stole pod oknem paliła się mdławo świeca. W kręgu jej światła siedział człowiek już stary, choć barczysty i czerstwy o zamaszystym czubie na głowie, o oczach czarnych, przenikliwych. Miał na sobie strój rekwedzki, zniszczony. Na odgłos otwartych drzwi podniósł oczy od rozłożonych na stole papierów i spojrzał bystro w tę stronę. Patrzył chwilę bez słowa, jak przykuty do krzesła, nagle drgnął, cofnął się w tył i znowu wytężył wzrok.
— Jak się masz, przyjacielu! — zawołał przybysz.
Stary zerwał się z miejsca i krzyknął głosem zdławionym:
— Sweno!! Na Boga żywego, książę Sweno! Czy mnie oczy nie mylą.
Przybyły podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.
— Jam jest, Tolomedzie, przyjacielu drogi.
Uścisnął go krótko.
Stary chwycił dłoń młodego księcia, przytulając do niej swe usta z wybuchem radości.
— Panie mój, więc powróciłeś? Ale skądże w taką noc! Ach, Boże, dzięki Ci stokrotnie, że dożyłem tego momentu! Wiedziałem, że ty, panie, powrócisz, serce mi kazało oczekiwać codzień na ciebie.
— Skądże mogłeś wiedzieć o tem, Tolomedzie?
— Ach, panie mój!... a toż u nas szeptał już dawno naród, że ty, panie, jesteś na Rekwedach, jeno tajnie, a zresztą patrz tu...
Stary podprowadził księcia do stołu i wskazał mu leżące na nim papiery.
Sweno rzucił okiem na zadrukowane arkusze i rzekł, uśmiechając się zagadkowo.
— Znam to, wiem dużo więcej, niż one zawierają i dlatego jestem tu, w Awra Rawady, po tylu latach. Mógłbym tu być również w innych warunkach, gdyby...
— Wiem, wasza wielmożność, wiem! Lud pieśni śpiewa o tobie, panie. Bóg łaskaw zapalił na naszem niebie
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/172
Ta strona została przepisana.