siadł przed ogniskiem, przyniósł dużą, omszałą butelkę wina.
— To dobrze zrobi waszej wielmożności, — zachęcał burgrabia. — Stary maślacz prapradziadowski, chowałem go na przyjazd księcia pana, by zdrowie jego wypić przy sutym stole... Kiedy już moje takie szczęście, że ja sam pierwszy witam waszą wielmożność w naszym zamku, to... na cześć, na chwałę powrotu dostojnego księcia pana, młodego dziedzica Awra Rawady. Niech żyje!
I stary burgrabia wzniósł do góry kryształowy puhar nalany złotym, gęstym jak oliwa, płynem. Sweno podniósł się i wyprostowany z puharem w ręku spojrzał głęboko w oczy sędziwego sługi Wenuczych.
— Moje zdrowie wznosisz najpierw, Tolomedzie?...
Burgrabia stropił się, spojrzawszy ze zdziwieniem na młodego pana i — nagle jakby zrozumiał intencję tego pytania, wzniósł puhar powtórnie z okrzykiem entuzjazmu:
— Wiwat Rekwedy!
— Za ich cześć i sławę! — zawołał książę Sweno z zapałem i wychylił puhar do dna.
— Nalewaj! — podsunął kielich.
Tolomed skwapliwie spełnił rozkaz.
— A teraz, czyje zdrowie, stary, na czyją cześć wypić winien każdy prawy Rekwed?
Tolomed zrozumiał. W źrenicach jego błysnął blask radosny. Wysoko wyciągnął rękę z napełnionym kielichem.
— Zdrowie jej cesarskiej...
— Milcz! — głucho warknął Sweno, błysnąwszy groźnym wzrokiem.
Tolomed umilkł. Młody książę wyrzucił z kielichem rękę do góry i zawołał donośnie:
— Zdrowie i cześć najmiłościwszej królowej Rekwedów, Gizelli!
Staremu zakręciły się łzy w oczach, wzruszenie niebywałe ścisnęło mu gardło. Spełnili toast w uroczystem milczeniu. Zaległa na krótko cisza. Sweno usiadł ciężko na zydlu i dłonią przetarł czoło.
— Cóż, stary? Płaczesz?
— Wasza wielmożność, — rzekł Tolomed drżącym głosem, — nie wiedziałem, że to już... tak...
— Jakto! Czyż tego nie słyszysz dokoła, czy nie wiesz o tem, czy sam nie chciałeś mi rzec przed chwilą: „od czasu, gdy wzeszła zorza“?... Któż jest tą zorzą dla naszej ojczyzny? Dzięki jakim uczuciom rozrzucone są po kraju te odezwy, które czytałeś przed mojem wejściem? Czyżby
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/174
Ta strona została przepisana.