Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/178

Ta strona została przepisana.

Wszedł do salonu, stanął, rozejrzał się bacznie i prawie jednym skokiem znalazł się pode drzwiami, wiodącemi do sypialni, lecz cofnął się.
— Nie, to tam!
Podbiegł i silnie uderzył ramionami w trzecie drzwi. Otworzyły się bez szelestu. Wszedł i znowu stanął w niepewności, lękając się spojrzeć przed siebie. Przeczekał sekundę, aż rozkołysany płomień świec uspokoi się zupełnie, wolno podniósł świecznik w górę i rzucił wzrok na ścianę, udekorowaną makatami. Oddech zamarł mu w piersi, świece zahybotały się gwałtownie. Krew z serca buchnęła mu do głowy. Ujrzał przed sobą portret cesarzowej Gizelli.
Z bogatych ram i ciemnego tła wyłaniała się twarz nieziemskiej piękności i cała postać w białym stroju, anielska, jak w obłokach zjawiona. Oczy otchłanne, ocienione długiemi rzęsami patrzały tak wymownie, z takim żywym czarem, że Sweno zadrżał, jakby nie wierzył, że to istotnie tylko portret. Fala włosów ciemnych, lśniących, opadała na obnażone ramiona, tworząc nad malowniczym rysunkiem czoła koronę rozplecionych warkoczy podtrzymywaną przepaską z pereł. Twarz i wyraz oczu patrzących wprost przed siebie były poważne, myślące, tylko na drobnych różanych usteczkach błąkał się uśmiech przelotny, mimowolny, tchnący przedziwnym urokiem, jak kwiat wonią.
Sweno stał nieruchomy, skamieniały w zachwycie i patrzał i pochłaniał wzrokiem płótno, jak chciwiec, któremu objawił się skarb upragniony. Minęła tak długa chwila. Nagle drgnął na przypomnienie czegoś, rozejrzał się gorączkowo dokoła i zaczął zapalać wszystkie świeczniki w gabinecie. Komnata rozżarzyła się od mnóstwa świateł. Potok blasku buchnął na portret, ożywił go jeszcze bardziej, uwypuklił każdy szczegół jego piękna. Wówczas książę dostrzegł na skraju sukni Gizelli podpis. Podsunął się nieśmiało ze czcią, jak do żywej osoby. Nazwisko artysty-malarza było umieszczone na złoconej tabliczce na ramie, na sukni zaś czerniał wyraźnie, skreślony ukośnie, krótki, własnoręczny podpis: — Gizella.
Sweno wzniósł oczy ku górze z podniety jakiejś niebywałej, poczem pochylił się szybko i ucałował podpis. Odstąpił krok w tył, utkwił oczy w podobiźnie cesarzowej i szepnął zaledwie dosłyszalnie:
— Wybacz, królowo, mój cichy hołd.
Odszedł, usunął się na fotel ojca przy biurku i mając portret naprzeciw siebie, snuł myśli w rozgorączkowanym mózgu.