Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

mnie te potoki świetliste daleko, daleko, a ja płynę, jak duch i świecę w przestrzeniach brylantową, koroną u czoła i sieję na ludzi biednych dobro, szczęście i piękno... Prawda, że wszystko to jest bardzo dziwne!
— Może odgadłaś przeznaczenie swoje dziecino. Ludziom często objawia się przyszłość. Jesteś księżniczką starego królewskiego rodu Wittelsghetów, a król Arwji, Luisel II, jest twoim stryjecznym bratem. Czeka cię niewątpliwie świetlana przyszłość... Może kiedyś...
Nie dokończył, gdy Gizella zerwała się z łóżka w radosnym jakimś porywie i klasnąwszy w rączki, zawołała:
— Jesteśmy wszak na pograniczu cesarstwa sustjańskiego. Gdyby cesarz Sustji Ottokar widział, albo choć przeczuł, że rozmawiamy sobie z ojczulkiem w jakiejś przydrożnej oberży, to dopieroby się zdumiał! A może nawet przyszedłby tutaj... — dodała w zamyśleniu.
Książę zaśmiał się szczerze i rzekł:
— Wiesz, Zili, że takie niebywałe pomysły wycieczek może mieć tylko książę Maksymil, jego ukochane, kapryśne dziecko, księżniczka Gizella, no i król Arwji Luisel, którego w Nomechji nazywają obłąkanym. Ale śpij już, dziecino, bo czas naprawdę upływa.
Gizella podeszła do ojca, ucałowała go i wróciła na swoje łóżeczko milcząca, zamyślona. Po chwili odezwała się:
— Cesarz Ottokar... chociaż go nie znam, ale przeczuwam, musi być bardzo mądry, wielki i... kochany...
Ostatnie słowo utonęło w głębokiej ciszy świetlicy, jakgdyby rozpłynęło się w srebrno-seledynowem świetle księżyca.
Nagle w sąsiedniej izbie, tuż pode drzwiami, jęknęły struny cytry. Zadrgało kilka tonów przepojonych tęsknotą i żałością, odezwały się inne dźwięki, pełne skargi i łkania, zawarczał ton zgrzytliwy, pęknięty i naraz wszystkie struny przemówiły pieśnią bolesną, wydzierającą się rozpacznemi głosami z najkrwawszych tajników serca.
To Patryk grał...


Po nocy księżycowej przemiana w wyżach nastąpiła gwałtowna. Oto w przesłodką ciszę poranku wdarł się, jak zbójnik, znienacka zły wicher północny i jął wywlekać na niebo czeredę chmur obwisłych, czarnych, rozrywając je na strzępy i obijając o szczyty gór z dzikim szatańskim chichotem.