Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/187

Ta strona została przepisana.

jące do morza w łagodnych stokach, na których rosły cyprysy i gaje oliwne, skupiny palm i drzewa pomarańczowe, usiane złotym owocem, a niżej burzyły się kwitnące aloesy, dzikie lilje i tysiące przeróżnego kwiecia, ubarwionego wszystkiemi kolorami tęczy. Widok stąd rozciągał się na bezbrzeżną przestrzeń morza, przystrojonego białemi koronkami pian. Morze łaszące się ku brzegom lubieżnym, omdlewającym przegubem fali i roześmiana wśród mego przepychem swej zieleni wyspa — oto było wymarzone miejsce na urzeczywistnienie fantazji Gizelli i tu właśnie wznosiły się już w górę ściany z białego marmuru, tworzące klasyczny profil budowli, utrzymanej ściśle wedle wzorów pentelikońskich arcydzieł, którymi słynęła starożytna Grecja. Pod mistrzowską ręką znakomitych architektów pałac rósł i przetwarzał się w istną świątynię bogini Ateny. Cesarzowa z pomocą profesora Homwerina czerpała wzory z najwytworniejszych gmachów Attyki i sama podsuwała projekty mistrzom, troszcząc się, ażeby wszystkim wymaganiom archaicznej sztuki stało się zadość.
— Oni spełniają dalej rolę Kallikratesa i Iktinosa, — mówiła Gizella do profesora o architektach, — ale ty, profesorze, bądź duchowym Fidjaszem i stwórzcie razem takie arcydzieło, jak Parthenon, albo jeszcze archaiczniejsza, ósmym cudem świata nazywana świątynia Artemidy w Efezie, niech to będzie nowoczesny Panteon sztuki greckiej.
— Bezwątpienia, — odpowiedział uczony, — prześcigniemy tamtych mistrzów, skoro czuwa nad nami duch Peryklesa, objawiony w tobie, najmiłościwsza pani.
— Pragnę właśnie na tem wzgórzu w czasach dzisiejszych cofnąć się wstecz do epoki peryklesowskiej i tu oddychać pełną przestrzenią greckiego morza, tego samego, które kołysało ongiś bohaterów Ilionu, tego samego, po którem płynęła tęskna zaduma Penelopy, nad którem witała Ulissesa piękna Nauzikaa, tego samego, po którem płynęły waleczne triery Temistoklesa i flota mężnych wojów Kserksesa, ćwiczącego w gniewie wzburzone fale, tego samego wreszcie, z którego zmienności nieśmiertelny Herodot czerpał swe historyczne natchnienia. W tym idealnym przybytku przeszłości będzie można całkowicie oddać się marzeniom, gdy świat dzisiejszy zmęczy swą powszedniością. Rozumiesz mnie, profesorze?
— Tak jest, a jednak grozi nam zawsze powrót do twardego i częstokroć plugawego realizmu doby obecnej. Dokoła ciebie, najmiłościwsza pani, o krok stąd już jest świat inny, pospolity, nie rządzi nim ani hegemonja piękna, ani ideał dawnych bohaterów, ani nawet często... pro-