w takich momentach zdumiewała całe jej otoczenie, pomimo, że jednak były to próby ponad jej siły, zbyt szarpiące jej wysubtelnioną wrażliwością. Pokrzepiała ją tylko świadomość, że spełnia swój obowiązek i przynosi ulgę cierpiącym. Dowody zaufania i wdzięczności ze strony żołnierzy były dla niej zadowalającą nagrodą za jej własne cierpienie.
Zdarzało się tak, że samo zjawienie się cesarzowej na sali szpitalnej uśmierzało choćby na chwilę najokrutniejsze męczarnie rannych. Nawet siostry zakonne, pielęgnujące chorych, nie miały tak cudownego wpływu na rannych żołnierzy, jak Gizella, której uśmiech dobry i jedno miękkie słowo działało suggiestyjnie.
Pewnego razu przywieziono z pola bitwy młodego żołnierza w stanie tak beznadziejnym, że o żadnym ratunku nie mogło być mowy. Miał umrzeć z upływu krwi, chwile jego były ostatnie. Cesarzowa w swym białym lnianym ubiorze szpitalnym zaczęła modlić się za umierającego, klęcząc przy jego łóżku. Gdy odzyskał na krótki moment przytomność i wymówił jakieś słowo, Gizella zaczęła go wypytywać, skąd pochodzi i gdzie jest jego rodzina. Opadając z resztek sił, chory wyznał, że jest synem biednych rodziców, którzy pragnęli w nim widzieć swoją chlubę. Na wspomnienie domu rodzinnego zrywała się w nim rozpacz, bo płakał i męczył się bardziej. Gizella przechodziła mękę z nim razem, głęboki żal ogarniał ją na widok tej niewinnej ofiary, ginącej w zaraniu życia pod nieubłaganym ciosem wojny. Chłopak zaczął rozglądać się błędnemi oczami, jakby kogoś szukał wśród otoczenia, chwilami zrywał się jak do ucieczki i opadał zaraz ciężko, bezwładnie. Gizella pochyliła się nad nim i spytała głosem, pełnym współczucia:
— Powiedz, czego byś żądał, może masz jakie pragnienie, może jakie zlecenie dla rodziny, powiedz, spełnimy wszystko.
— Pragnę już tylko, wyrzekł z trudem, siostro, aby cesarzowa przyszła do mnie, chcę przy niej umrzeć.
Łzy nagłe, niepohamowane, trysnęły z oczu Gizelli. Objęła ramieniem umierającego i głowę jego przytuliła do piersi.
— Jestem przy tobie, bracie...
Żołnierz drgnął i spojrzawszy dopiero teraz w anielskie oblicze cesarzowej, zapatrzył się w bezsłownym zachwycie. Twarz jego stała się jakaś dziecięca, jasna, łagodna, przymknął oczy, uśmiechnął się jak przez sen i tak umarł, jak zasypiają dzieci ukołysane przez matkę.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/201
Ta strona została przepisana.