Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/207

Ta strona została przepisana.

gremjalnie złożyć hołd cesarzowej, lud prosty garnął się do niej, zalegając w ciągu kilku dni dziedziniec zamkowy licznemi gromadami. Na rzecz szpitali, rozmieszczonych po całych Rekwedach, posypały się hojnie ofiary pieniężne, mnóstwo ludzi zgłaszało się bezinteresownie do pomocy w pielęgnowaniu chorych, ażeby, jak mówiono, najmiłościwsza pani miała największy dowód miłości ludu. W tej atmosferze sympatji ogólnej Gizella poczuła się szczęśliwą, jak dawniej i rozjaśniona pogodą ducha rozsiewała dokoła siebie dobro, miłosierdzie i czar niebywały. Rozkwitła pełnią swego piękna jak kwiat bajeczny, całą duszę i serce wdzięczne oddawała Rekwedom z hojnością monarszą, ze słodyczą kobiety, umiejącej za okazanie serca odpłacić się sercem stokrotnie.
Podczas częstej nieobecności księcia Wenuczy’ego, który zmuszony był jeździć w sprawach państwowych do Sudgrestu i do Idania, opieka nad Gizella przypadła zaszczytnie Tolomedowi, wielkiemu zwolennikowi cesarzowej. Stary burgrabia lubił szczycić się świetnościami rodu Wenuczych wobec wybranych tylko osób i nawet niezbyt oddaloną przeszłość przybierał w formy zgoła legendarne. Dzięki temu Gizella znalazła w nim wtajemniczonego we wszystko przewodnika i słuchała jego opowiadań z jednakowem zainteresowaniem, tak przez szacunek dla oglądanych pamiątek, jak i przez ciekawość. Gdy w kilka dni po przyjeździe do Awra Rawady zwiedzała starą basztę, gdzie była zbrojownia, z pośród różnego rodzaju broni zastanowił ją wiszący osobno na ścianie sztylet, bardzo dziwny i starożytny, wyryte były na nim głęboko słowa: „W męce twojej on będzie wyzwoleniem“. Zapytała Tolomeda:
— Czy sztylet ten spełnił już swe przeznaczenie i jest tylko tragiczną pamiątką, czy też jeszcze krew ma spłynąć po nim?
Tolomed pomyślał chwilę i rzekł:
— I jedno i drugie, najmiłościwsza pani, chociaż... któż zdoła przewidzieć wyroki Boże! Kiedyś, dawno już, dawno, jeden z pradziadów obecnych książąt Wenuczych, na tej to baszcie więził długo swoją młodą, piękną żonę, ot, z zazdrości, aby jej chciwe oko ludzkie nie ujrzało. Zachodził do niej często, z początku na długie godziny, potem coraz krócej z nią przebywał, a kiedy wracał, widać było na nim okrutną mękę. Tak trwało przez lata. Aż raz poszedł i nie wrócił. Po upływie trzech dni, bo wcześniej nikt nie śmiał sprawdzać, zaniepokojona służba znalazła księżnę martwą, a u stóp jej łoża księcia z przebitą piersią. Z tego, co można było wnioskować, dorozumieli się ludzie, że ona umarła