w tej samej gładkiej, białej sukni z pękiem szkarłatnych powojów przy gorsie, tylko włosy w splotach przebogatych ułożone miała wytwornie, w ręku zaś trzymała duży wachlarz z czarnych strusich piór. Szła powiewna, lekka, ruchem swobodnym, jakby płynęła.
Zbliżali się do siebie dość wolno jakby dlatego tylko, aby opanować zbyt łomoczące serca i zachować chociaż pozorny spokój. Otchłanne oczy Gizelli pociemniały w głębokim tonie fjoletu, zawierając w sobie ten jedyny u kobiety wyraz zaciekawienia, któremu równa się drugi — zachwyt dziecka. Wyniosła postać księcia Swena, w bogatym stroju rekwedzkiego magnata, miała w sobie tyle rycerskiej dumy i wielkości wodza, że takim właśnie wyobrażała go sobie Gizella. W jednym momencie zwarli się spojrzeniami, poczem Sweno, przystanąwszy na kilka kroków przed nią, złożył jej ukłon poważny pełen czci i najgłębszego uwielbienia, jaki składa się nietylko monarchini, ale przedewszyistkiem kobiecie ubóstwianej. Gizella podsunęła się żywo i podała mu rękę ruchem serdecznym, ufnym, pochylając się ku niemu mimowoli całą postacią. Prąd elektryczny wstrząsnął ich nerwami, gdy książę, spojrzawszy stalowym błyskiem oczu w jej źrenice, ujął jej dłoń i wpił w nią usta, może zbyt gwałtownie, zbyt gorąco, zbyt długo... Odsunęli się od siebie i szli szpalerem zieleni, milcząc, jakgdyby każde słowo, jakie nasuwały im wirujące myśli, było za pospolite, za nikłe na wyrażenie właściwych uczuć. Ciszę przerywał tylko szmer kroków Gizelli i brzęk ostróg Swena. Milczenie przeciągało się rażąco, wreszcie Wenuczy przemówił pierwszy, nizkim barytonem, patrząc na Gizellę z wyżyn swej postaci wyniosłej, wzrokiem zachwytu i ubóstwienia pełnym.
— Przeznaczenie chciało, że spotykam najmiłościwszą panią po raz pierwszy na ziemi rekwedzkiej. Wróżba to najszczęśliwsza nietylko dla ojczyzny mojej, lecz... dla mnie.
— Spotykamy się w sercu Rekwedów, za jakie uważam Awra Rawady — zadźwięczał melodyjny głos Gizelli. — Ale tu spotykam cię książę, osobiście, bo... znaliśmy się już przedtem... niewidząc się... a ostatnio... witaliśmy się w Sterjocie.
On zadrżał. Fala krwi buchnęła mu do głowy, przeniknął ją wzrokiem pytającym.
— Tak jest. Zaszczycony byłem spojrzeniem najmiłościwszej pani, ale skąd zostałem wówczas odgadnięty?...
— Ach, to tajemnica dziwnej mocy!... Zdołała ona oderwać moją uwagę od towarzystwa i niezliczonych tłu-
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/215
Ta strona została przepisana.