Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

Leśniczy wybuchnął długim, niepowstrzymanym śmiechem.
— Człowieku — przemówił wreszcie, patrząc na uciesznie uroczystą twarz Patryka — złą drogę obrałeś, jeżeli naprawdę masz chęci służyć u nas. Mój pan pochodzi z daleka, z północnej Arwji, służbę ma swoją, nieznajomego Rekweda nie weźmie. A ty pewno myślisz, że mój pan to jaki bogacz? Idź, idź w dalszą drogę i nie szukaj u nas oparcia, powiadam ci, jak twój ojciec.
Patryk wyprostował się hardo, poczekał chwilę, aż stary skończy niezrozumiałą dla niego odprawę i rzekł wyniośle, zapalając się w oczach:
— A co wy myślicie, że ja przyszedł po wasze bogactwo? Mnie ta jest bez różnicy, czy pan mój będzie cesarzem, czy gazdą, czy zbójnikiem góralskim. Ja chcem służyć u niego i iść za wami wszędzie, bo taki mi los i tak ja sobie wymiarkował. Ale nie! kłopotu wy ze mną nie mielibyście nigdy, bo ja wszystko potrafię, a jak czego zabraknie, to i na zbój pójdę. Wierzcie mi, na Jezusinka się zaklinam! Oho! — zawołał nagle w gorącem uniesieniu — ja by bialuśkiej panieneczce nie taką chatkę zbudował, jak ta szatra! Jeno z bierwionek gładziuśkich a cisowych, jeno wysoką z ganeczkiem u góry do słonka i obsiałbym ją kwiatkami dokoła, niechby pachniały i krasiły się panieneczce co rano... Ja by grał jej, śpiewał, tańczył, opowiadał baśnie wymyślne, coby tylko rozkazała... Weźcie mnie na służbę, spróbójcie jeno, a to nie żyć mnie już bez tej lelijki najśliczniejszej!
Wyznanie to oszołomiło zdumionego Gedeona. Już chciał powiedzieć, że panienka ma cudowniejsze pokoje w Passetoff, w pałacu książęcym, ale zastanowił się w porę, boć przecie trzeba było pozbyć się tego dziwaka, który jakby naprawdę był tym leśnym odludkiem.
— Tak — przyznał po udanym namyśle — dobre to, co powiadasz, jednakże musimy z panem moim pierwej rozważyć, a na rozwagę potrzeba czasu.
— Poczekam dzień albo dwa, byleby nie nadaremno — zauważył góral.
— Tego ci nie powiem, bo nie odemnie zależy. Porozmawiam z panem, a ty idź w swoją stronę i nie zjawiaj się tutaj, dopóki ci nie dam znać.
— To gdzie mi dacie znać?
— Ha, byłe gdzie! Na trzeci dzień będę ryby łowił w jeziorze, tam się spotkamy raniutko.
— Ale przyjmiecie mnie do służby?
— Może jak pan zezwoli będziemy ci radzi, czy ja wiem...