młodzieńca, dziewczyna zatrzymała się. Rozchyliła drobne usteczka w okrzyku zdumienia, ramiona jej uniosły się, jak skrzydła do odlotu, a ogromne jej oczy pod klasycznemi lukami ciemnych brwi ocienione czarną zasłoną jedwabnych rzęs, zawisły na oczach Ottokara, jak dwie gwiazdy, nalane szafirem i fjoletem. Stanęli naprzeciw siebie, on pośrodku galerji, zaklęty w bezsłownym wyrazie podziwu, ona, w połowie schodów powstrzymana jak duch anielski, zjawiony w sennem rozmarzeniu. Ottokar powoli uniósł kapelusz i skłonił czoło. Jednocześnie biała dziewczyna wyciągnęła do niego z porywczością dziecka lilje swych rąk i zawołała serdecznie, głosem srebrzystym:
— Niech cię Bóg błogosławi, cesarzu!
Ottokar poskoczył ku niej i chwycił jej ręce w radosnym jakimś zapale.
— Niech nas błogosławi razem, najcudniejsza! — odpowiedział z mocą. — Ale kim jesteś? Jutrzenką, boginią róż, czy żywą istotą?...
Twarzyczka dziewczyny zapłonęła odblaskiem szkarłatnym, lecz usteczka jej zadrżały zdziwieniem.
— Jutrzenką? — powtórzyła z uśmiechem. — Dlaczego?.... Na imię mi Gizella.
— Gizella? A więc jesteś księżniczką Gizellą?
— Tak, tylko Gizellą.
— Ach, witam cię, księżniczko! Spłynęłaś ku mnie z tych schodów, z pośród tych wiszarów różanych, jak bogini poranku i kwiatów, olśniłaś mnie swem pięknem nieziemsikiem. Dlaczego dopiero dzisiaj cię widzę? Dlaczego nie znałem cię pierwej?
Drobniutkie dłonie Gizelli zatrzymał w swych władczych rękach i patrzał na nią oczami, pełnemi zachwytu.
Gizella poruszyła główką wesoło, a w uśmiechu jej błysnęły olśniewające perły zębów.
— Mnie jeszcze nie wolno ukazywać się publicznie w pałacu, uważają mnie wszyscy za dziecko i strzegą na każdym kroku. Ale czy oczy moje zgrzeszyłyby, chcąc patrzeć, i usta, chcąc uśmiechać się do ludzi, do świata? Prawda, jak mało w tem zrozumienia?
— Księżniczko — zadrgał wzruszony głos Ottokara — jesteś tak cudna królewską urodą, że świat cały powinien być lennikiem twoim, a gwiazdy i słońce koroną twą! Patrzę na ciebie poraz pierwszy w swem życiu i błogosławię tę chwilę, w której zjawienie się twoje upoiło mnie rozkoszną słodyczą. Niech więc dzień dzisiejszy będzie naszem wspólnem świętem, w tym dniu niech mi nikt nie skąpi twojego widoku, — ukazywać się będziemy wobec wszystkich razem!
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/29
Ta strona została skorygowana.