Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

Gizella słuchała z oczami opuszczonemi różowa ze wzruszenia, oczarowana słowami pięknego cesarza. Odrzekła z prostotą:
— Ależ gniewanoby się na mnie okropnie! Jeżeli spotkałam waszą cesarską mość, to tylko zrządził przypadek, bo, biegnąc jak zwykle do parku, nie sądziłam, że tak rano wstaniesz, cesarzu. Chociaż...
— Mów, mów, księżniczko! — zawołał Ottokar, porywając jej dłonie ku sobie.
— ...Byłam bardzo ciekawa ujrzeć cię i usłyszeć głos twój... — szepnęła z uśmiechem — bo portrety twe są piękne, ale... takie zimne...
Ciemno-orzechowe oczy cesarza zapłonęły gorącem uwielbieniem.
— Mówisz, a mnie się zdaje, że pieśń słyszę najczarowniejszą... Nie stójmy tu! Patrz, te dwa białe charty, jak dwaj przewodnicy, prowadzić nas chcą do parku — idźmy za nimi.
Gizella skłoniła główkę i — oboje, trzymając się, jak dzieci za ręce, zbiegli szybko ze schodów, opromienieni słońcem poranku i zakwitłem w ich duszach szczęściem, tak bliscy sobie, jakgdyby nagle w rozkosznym zaplocie dłoni złączyli swe serca. Znaleźli się w pachnących szpalerach, okrążyli fontannę, bijącą srebrzystym rozpyłem, minęli szeroką aleję i weszli pod arkady cienistych drzew. Charty biegły przed nimi, oglądając się co chwila radośnie to na Gizellę, to na cesarza. W parku była pustka i cisza, tylko w gąszczach listowia rozbrzmiewały chóry ptaszęce, tylko złociste jaśnienia słońca igrały na trawach i piasku, jak figlarne chochliki, tylko melodja słów Ottokara wypełniała Gizelli świat cały...
— Słyszałem wiele o pałacach i w spaniałych ogrodach w Passetoff — mówił cesarz. — Opowiadano mi, że góry arwijskie i pnące się aż do ich szczytów puszcze dziewicze przesiąknięte są czarem niesłychanym, jakgdyby tworzyła się w nich legenda wieków. Ale doprawdy tajnem mi było, że kiedy znajdę się w tej cudownej kramie, losy moje ulegną tak nieoczekiwanej zmianie... Jeszcze przed chwilą spoglądałem na wszystko obojętnie, cokolwiek miało się stać. Witając dzień dzisiejszy, daleki byłem od uczucia pogody, które wszak często jest poczuciem skrzydeł u ramion, — nieprawdaż? Lecz oto nagle doznałem dziwnego przeistoczenia. Spłynęłaś ku mnie jak bóstwo promienne...
— Bóstwo?
— Ty, księżniczko, przejasna!...
— Ależ... cesarzu!...