Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/34

Ta strona została przepisana.

bezsilność swoją wobec czegoś, co się stawało, a czego nie mogła ani odgadnąć, ani nazwać. Przesunęła oczy badawcze po twarzyczce Gizelli, uchwyciła natchniony wewnętrzną szczęśliwością wyraz jej źrenic i na jedną krótką chwilę zawisła przenikliwym wzrokiem na oczach Ottokara. Cesarz Sustji był dla niej inny, niż dnia poprzedniego, niż marzyła o tem, taki obcy i surowy i pełen dziwnego majestatu, co odpychał. Wprawdzie odpowiedział jej uśmiechem, lecz uśmiech ten tknął ją niemile i zbudził w niej raczej niepokój. Chłodny powiew złego przeczucia zmroził w niej serce i zdmuchnął naraz wszystkie ogniki jej marzeń. Zaczęła walczyć z sobą, ażeby nie wydać się upokorzoną, z trudem łamała usta w uśmiechu uprzejmym i wyciągała przemocą jak z zakamarków jedyną myśl zbawczą, że przecie cesarz nie wyznał jej dotąd swoich zamiarów, więc nic się jeszcze nie stało. Krzyżujący się jednak niepostrzeżenie wzrok księstwa, obecnych dostojników i dam dworu, dawał aż nadto wymowne świadectwo ogólnemu zaniepokojeniu i jakby szukał wzajemnie odpowiedzi na dręczące zda się wszystkich pytanie: Co się tu dzieje? Była właściwie słoneczna pogoda, lecz oranżerję przesycała duszność przykra, nieznośna, jak przed nadejściem burzy, która idzie już niepowstrzymanie i wywołuje niepokojące drżenie atmosfery. Rozmowa urywała się co chwila, śniadanie szybko dobiegło końca, wreszcie — powstano od stołu.
Gizellę zabrały do jej pokoi damy dworu. Ottokar niespodziewanie poprosił księcia Maksymila o poufną audjencję.
W głuchem milczeniu rozeszli się wszyscy.


Profesor Homwerin, stary znawca literatury łacińskiej, położył książkę na kolanach, do góry grzbietem, zdjął okulary i zapatrzył się w okno. Po chwili namysłu rzekł, na dając wyrazem twarzy wielkie znaczenie swym słowom:
— Rzecz jest jeszcze sporna, bo nierozstrzygnięta, czy w tysiąc dwieście z górą lat potem Alighieri nie kształtował swego pomysłu na „Achilleidzie“ Stacjusza neapolitańskiego.
Gizella zakołysała się w trzcinowym fotelu.
— Ach, profesorze, — zawołała niecierpliwie, — zostawmy te dociekania na następną lekcję!