— Jakże podobnym byłby do niego w tej chwili młodociany król Arwji, Luisel, niepoprawny romantyk rodziny Wittelsgethów...
I książę również dojrzał cesarza, lokaje nieśli przed nim palące się świeczniki. Ale książę nie zatrzymał się umyślnie, udał, że nie widzi orszaku cesarza, chciał być jeszcze u najdroższej Zili, zanim ona ukaże się pierwszy raz publicznie po to, wszak tylko po to, aby w następstwie zawrzeć ślub wieczysty z kimś zgoła obcym. Księcia dręczyło uczucie prawie rozpaczliwego bólu. Nie potrafił panować nad sobą, a myśl, że mu wkrótce zabraknie widoku Gizelli, była dla niego nie do zniesienia. Nie mógł sobie darować, że okazał tyle słabości wobec młodego Ottokara, który tak nagle zmienił poprzedni swój zamiar, i niechęć wielką czuł do cesarza za narażenie Cecylji na przykrość zawodu. Znalazłszy się w korytarzu, wiodącym do pokojów Gizelli, zatrzymał się bezradnie, przyciskając ręką serce. Nie wiedział, co jej powie, lękał się słów własnych, by nie przyćmiły zbyt wcześnie promiennej radości i szczęścia tego dziecka. W reszcie uchylił drzwi.
Gizella biegała w swoim salonie, podniecona wiadomością, otrzymaną z ust matki, spragniona nowego widoku pięknego cesarza. Przykładała co chwila drobne dłonie do rozpalonej twarzyczki i biegała z miejsca na miejsca, niespokojna o nic i o wszystko, zniecierpliwiona zbyt powolnem posuwaniem się czasu. Ubrana w lekką jedwabną tkaninę białą, z nieznacznie odkrytemi ramionami i szyją, w ciemnem złocie włosów, spływających grubymi warkoczami aż do stóp, w uroku nadziemskiej piękności — była jak kwiat żywy, czarodziejski, któremu danem jest szczebiotać i śmiać się rozkosznie, jak śmieją się dzieci.
Hrabina Marta chodziła za Gizellą poważna i przejęta ważnością chwili, przyterm mówiła ciągle, jakgdyby chciała wyczerpać całą swą wiedzę o wielkokwiatowej, dworskiej umiejętności zachowania się, jakgdyby obawiała się o każdy dalszy krok księżniczki, wstępującej na nową drogę życia.
— Księżniczka nie słucha, ale nie wolno, stanowczo nie wolno, okazywać tyle roztargnienia, czy niefrasobliwości.
— Ależ, hrabino, ja zastanawiam się nad wszystkiem.
— O, nie, nie! Taka zbytnia swoboda gestów, ruchów...
— Więc proszę powiedzieć, co mi wolno?
— Trzeba być...
— Ach, wiem: ogromną lalką! — dokończyła Gizella ze śmiechem wesołym. Uściskała hrabinę, nieledwie okręciła się z nią dokoła i zawołała przekornie, stając pośrodku salonu:
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/42
Ta strona została przepisana.