Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/47

Ta strona została przepisana.

dosna światłość i znowu wydało jej się, że jest przeźroczoskrzydłą ważką, nad lazurową tonią szczęścia.
Tymczasem msza dobiegła końca. Wszyscy wstali, prałat odczytał ewangelję, potem ukląkł, by odśpiewać pieśń rytualną. Zaledwo zaintonował, gdy Gizella, uniesiona porywem natchnionym, stanęła w ławce, podchwyciła pełnym głosem melodję i zaczęła śpiewać wraz z przytłumioną muzyką organów. Głos jej metaliczny rozbrzmiewał wielką skalą bogactwa, a srebrzyste tony, przepojone uczuciem, sięgały zda się do głębi serc i panowały wszechwładnie w kaplicy siłą swej wymowy.
Księżna Annuncjata Zofja drgnęła i spojrzała zdumiona na księżniczkę. Takiej swobody w Idaniu na dworze nie bywało. W tem i młody książę Teozjusz dołączył swój głos do śpiewu siostry, księżniczka zaś Cecylja powstała również i jęła śpiewać, lecz już w połowie pieśni zamilkła. Skurcz jakiś zdławił jej krtań, usiadła szybko, ukrywając twarz w dłoniach.
Głos Gizelli rozbrzmiewał donośnie. Oczy wszystkich spoczęły na jej wdzięcznej postaci, dusze ich popłynęły śladem jej śpiewu. Ottokar stanął w ławce, lecz nie śpiewał, patrzał tylko na Gizellę i doznawał zupełnie nowego, niż wczoraj, wrażenia. W bieli, z różami w przepięknych warkoczach, wydała mu się, jakby świętą z tych witraży błękitnych, jakby wróżką, czy wizją przewodnią jego życia. Zatonął oczami w jej rysach, zasłuchał się, zapomniawszy o wszystkich i o wszystkiem, co go otaczało.
Książę Maksymil padł czołem na krawędź ławki, klęcząc, szeptał:
— Szczęście domu mego, źrenico oka mego, Zili moja... bądź zawsze tak szczęśliwa, jaką widzę cię teraz...
Wreszcie pieśń ucichła, echo jej załopotało anielskiemi skrzydłami pod błękitnym stropem kaplicy, zaszemrały, tony rozchwiane, mdlejące i — zaległa cisza uroczysta, jak przed komunją. Prałat podniósł się z klęczek. W tej samej chwili cesarz Ottokar porywczo ale z powagą dostojną i niezwykłem wzruszeniem podał rękę Gizelli. Stropiła się, nie zrozumiawszy, co znaczy ten ruch, ale cesarz skinął lekko głową z pociągająco władczem postanowieniem, więc poszła z nim drżąca i zmieszana aż do stopni ołtarza. I oto nieoczekiwanie dla zgromadzonych w kaplicy, cesarz zatrzymał się z Gizellą przed prałatem i przemówił serdecznie:
— Pobłogosław nas, księże prałacie, jesteśmy zaręczeni.
Łuna ognista zalała twarzyczkę Gizelli. Powieki jej zadrżały, jak spłoszone motyle, serce zabiło gwałtownie.