Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/50

Ta strona została skorygowana.

— Ja cesarzową Sustji?...
Dziecino droga, myślał książę, ty nie pamiętasz, ale był taki dzień, był, kiedy zawisła nad tobą dziwna, tajemnicza wróżba... Siedzieliśmy nad brzegiem morza, Cecylja bawiła się lalką, szykując ją do kąpieli, a tyś w takich samych białych sukienkach zbierała barwne kamyki i układałaś je po swojemu we wzory, freski. A, jak nigdy przedtem, śpiewałaś sobie ciągle dziwnie smutną piosenkę. Wtem usłyszeliśmy za sobą czyjeś ciężkie kroki. Zbliżył się do nas niemłody już mężczyzna czarnowłosy, z długą brodą, ubrany, jak pątnik, w sandałach na bosych nogach, z węzłem na ramieniu. Uśmiechnął się i podszedł do ciebie. Czarne przenikliwe oczy utkwił w tobie, maleńka Zili. Patrzył długo z uwagą, z natężeniem, brwi gęste zmarszczył. Uśmiechnęłaś się do nieznajomego wędrowca, a on spojrzał na kamyki, ułożone przez ciebie i badał je z ciekawością. Tknięci czemś dziwnem, podeszliśmy do ciebie. Pątnik widocznie nie spostrzegł nas, cały pochłonięty tobą, odezwał się:
— Ułożyłaś, maleńka, kamyki w królewską koronę, łączącą dwie korony razem... Dobrze się ty bawisz, mała! To nie z rozmysłem ułożone... Kształt korony utworzył się bezwiednie... A jesteś śliczna! W oczach twoich pali się blask, co może oślepić, główkę, włosy bujne masz, cudne, zadziwiająco cudne... Czoło... tak! czoło do dźwigania korony stworzone... Czy to wasze dziecko? — Zapytał nas nagle.
Potwierdziliśmy z dumą i patrzyliśmy na dziwnego wędrowca ze wzrastającem zdumieniem.
— Cudna jest ta wasza maleńka!... Daj rączkę, dziecko...
Podałaś mu rozwartą dłońkę, a on pochylił się i badał ją długo. Poczem pokręcił smutnie głową i rzekł:
— Za mała rączka do wróżby, ale już czytać z niej można wiele, wiele... Tak, jakbyś miała zostać pomazanką bożą, królową... Dwie korony dla ciebie, splecione razem, jak te, ułożone bezwiednie na piasku... Jedną, królewską ukochasz... Da ci szczęście... Lecz obie razem — dużo zawodów, smutków... Chmury czarne nad tobą zamroczą ci słońce... ciernie bolesne poranią stopy... w serce wbije się oścień straszny... Przez ludzi — jakby swoich poddanych — będziesz bardzo kochaną... Dla ciebie samej jednak miłość wystrzeli w dwu pysznych kwiatach... jeden z nich może być purpurowy od krwi, potężny to, niezwykły kwiat miłości... Okrutne przeżyjesz chwile... Ha!!... nie swoją ty śmiercią zakończysz lata bolesne... o... o!... to straszne!...