Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/54

Ta strona została przepisana.

Cesarz nadjechał w towarzystwie kilku myśliwych oraz swoich oficerów i wkrótce po wymianie uprzejmych grzeczności z królem Arwji, odsunął się z Gizellą nieco dalej od reszty towarzystwa, korzystając ze swobody dworu w Passetoff. Była zresztą przerwa w polowaniu. Ottokar, rozmawiając z narzeczoną, zboczył w las. Otoczyły ich zwarte ściany drzew, rozchwianych pióropuszami złotych liści.
Puszcze leśne, pnące się zwartą tężyzną starodrzewia w góry arwijskie i nasadzone strzelistemi wieżami drzew szpilkowych, mieniły się w żywej pozłocie jesieni. Woń balsamiczna przenikała gąszcza.
— Mówiono mi, księżniczko — rzekł cesarz do Gizelli — że jeździsz wspaniale, nie sądziłem jednak, że aż tak pięknie. Jesteś w każdej chwili wybitnym modelem do rzeźby i do płótna. Jaknajprędzej pragnąłbym mieć twój portret na koniu, drugi na marmurowych schodach, gdyś ukazała mi się w bieli, z rozpuszczonemu włosami w towarzystwie dwóch białych chartów. Muszę mieć portrety twoje zaraz!
— Zostawmy je, cesarzu, na później. Teraz muszę się uczyć dużo, bardzo dużo, gdyż za mało umiem, za mało wiem... A tymczasem... patrz na tę równinę... hop! hop! krzyknęła i puściła konia w cwał.
Cesarz popędził za nią na swym rosłym Hunterze. Wkrótce stracili z oczu całe polowanie i bór. Unoszeni oboje wichrem na stalowych nogach wierzchowców, sadzili naprzełaj po równi szerokiej między borem i górami. Jakaś rozpadlina głęboka przecięła im drogę, lecz Gizella zawisła tylko nad nią, jak jaskółka, i pognała dalej. Hunter również wziął przeszkodę. Zamajaczyły przed nimi haszcze wąską linją. Ibis w szalonym pędzie przefrunął je, mignąwszy tylko, jak biały gołąb. Cesarz miał oczy wbite w smukłą sylwetkę Gizelli i twarz rozjaśnioną wyrazem dumy. Sam był dzielnym jeźdźcem, lecz księżniczka Zili imponowała mu.
— Istna Djana! Hej, Zili, tyś dla mnie stworzona — wołał podniecony niebywale, całą duszą swą młodzieńczą, patrząc na nią, jak zrosła prawie z koniem, zawieszona na nim jak ptak błękitny, gibka i zręczna, owiana falą włosów, rozplecionych w pędzie, przelatywała ponad krzewami i fosami, niby boginka-zwodnica, pociągająca ludzi czarem swym na manowce, ku przepaściom.
Tymczasem księżniczka zatoczyła koło szerokie na łące zielonej i, zwolniwszy biegu, podjeżdżała uśmiechnięta do narzeczonego. Hunter, wstrzymany gwałtownie,