— Panieneczko! Szukałem cię całom jesień, zimę! Caluśkie góry arwijskie, het, zbiegał! cierpiał!... by tu cię aż naleźć?! Hej! tum cię nalazł, nieszczęsny!
Upadł głową pod nogi Ibisa, zemdlał.
— To Patryk! — zawołała przerażona Gizella. — Zaopiekujcie się tym biednym chłopcem!
Wśród tłumu zawrzało. Iralczycy z burzą podnieconych okrzyków otoczyli księżniczkę, oddając jej teraz należne hołdy.
Gizella była wstrząśnięta zajściem z Patrykiem, lecz wrażenie to rozpłynęło się szybko pod wpływem wzruszeń nowych a silnych. Oto stała już na ziemi iralskiej, należącej do państwa, którego miała być cesarzową. Z ponad tłumów ujrzała przed sobą wyniosłe szczyty skalne, śnieżne czuby w chmurach, bielejące, jak srebro, zielone lasy i hale szmaragdem traw okryte. Kraj podobny do rodzinnej Arwji, a jednak obcy, nieznany i zimny jakiś, mimo zapału, okazanego przez lud. Sercem Gizelli targnął żal bezwiedny. Odbierając honory i wyrazy najwyższej radości od wysłanników dworu idańskiego w imieniu cesarza, raz po raz przelotnie zwracała źrenice w strony rodzinne, a wzrok jej ginął w mgłach przestrzeni, bo tam szczyty gór arwijskich majaczyły, jak długi nikły łańcuszek. Hełm Srebrny widać było jeszcze dobrze. Tkwił wyniośle w oddaleniu pod sklepieniem niebios, jak oko opatrzności, jak stróż wierny i czujny, odbywający nieustanną wartę nad czyjemś przeznaczeniem, więc i nad księżniczką Gizellą, przed którą po za granicą Arwji otwierają się nowe horyzonty życia. Gizella zapatrzyła się w sylwetkę ukochanego szczytu. Twarzyczka jej spoważniała. Srebrny Hełm taki dziś jasny, promienny, w tym dniu cudownie słonecznym, w dniu pożegnania.
Czy to wróżba pomyślna dla niej?...
Nazajutrz szerokie fale wielkiej rzeki Anudu niosły na sobie do stolicy Suistji narzeczoną cesarską. Brzegi mieniły się i grały tęczowem mnóstwem sztandarów i flag o narodowych kolorach sustjańskich i arwijskich. Jak w Arwji, tak i tu niezliczone tłumy ubranego świątecznie ludu dekorowały brzegi po obu stronach. Środkiem wód płynął powoli, majestatycznie olbrzymi płaski statek, zbudowany umyślnie w rodzaju tratwy, pod baldachimem z purpury i złota, tonący w bieli i szkarłacie róż, przysłanych na granicę Sustji przez cesarza dla narzeczonej. U podniesionego dziobu statku królowały złączone z sobą inicjały i herby Ururgów i Wittelsgethów pod koroną cesarską.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/63
Ta strona została przepisana.