Statek zapełniała rodzina królewska Arwji, książęta, członkowie dworu, dygnitarze oraz obie świty: arwijska obecnej księżniczki i sustjańska — przyszłej cesarzowej. Lśniły pozłociste mundury mężczyzn i wspaniałe stroje kobiet, a fale Anudu, pochłaniały te blaski i barwy i, nasiąknięte purpurą grały w słońcu, jak bezcenna łuska bajeczna, posuwając w lekkiem rozkołysaniu ukwiecony statek cesarski.
Zbliżano się do Idania. Już wyraźnie zarysowały się ciężkie mury stolicy, ogromne bastjony twierdzy, strzeliste wieżyce. Tłum, zalegający brzegi, stał się liczniejszy, pozatykane gęsto sztandary powiewały, jak szerokoskrzydłe kolorowe ptaki. Z setek piersi wydarł się okrzyk radosny. Nagle uczyniło się cicho. Oto na przód statku wystąpiła księżniczka Gizella. Urok jej postaci podziałał silnie na niezliczone tłumy. Stała promienna w sukni białej, w powłóczystym płaszczu ze srebrnej brokateli, obszytym dokoła białemi i purpurowemi pączkami róż. Włosy ciężkie, opadając rzęsistą kaskadą ciemnego bronzu na płaszcz, splatały się z kwiatami i jakby walczyły z nimi o swe piękno. Czoło odkryte z pod fali włosów było jasne niepokalaną czystością. Oczy ciemne o szafirze prawie fioletowym — gwiazdy o błyskach djamentów, tonie dwu jezior przepastnych w podłużnej czarnej oprawie spojrzały na ponure baszty archaicznego grodu. Siedziba Ururgów a stolica Sustji tonęła w jaskrawych refleksach zachodu, jakgdyby i słońce na powitanie Gizelli chciało przybrać spiętrzone mury Idania purpurą i złotem. „Stary Ururg“, wielki zamek cesarski, skupiający w okół siebie rozległe grodziszcze, pałał zdaleka ognistą czerwienią łuny. Na wieży zamkowej łopotała wielka chorągiew herbowa Ururgów. Wpatrzywszy się w ten gmach surowy, Gizellę przeniknął dreszcz. Tam, w tych murach czeka na nią Ottokar... korona... tron cesarski... i szczęście i szczęście wielkie, wymarzone przez nią, a tak idealnie pojęte! Czy w tych m rach znajdzie słońce? które opromieniało dotychczas wiosnę jej życia w Arwji?
— Trochę straszy mnie ten zamek... — szepnęła do hrabiny Marty, stojącej blisko przy księżniczce, pośród grona dam dworu.
Była opiekunka Gizelli odrzekła z bladym uśmiechem:
— Kolebka przyszłości twojej, księżniczko...
Tymczasem na brzegu Anudu wznoszono okrzyki, wyrzucano w górę kapelusze, ciskano do rzeki wiązanki kwiecia.
— Niech żyje i kwitnie nam śliczna róża Arwji!
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/64
Ta strona została przepisana.